środa, 29 sierpnia 2012

PRZEDPREMIEROWO: Pożądanie mieszka w szafie - Piotr Adamczyk


Wydawnictwo: Dobra Literatura
Ilość stron: 288
Premiera: 17.09.2012

Oczy wyszły mi z orbit, gdy otwierając pocztę mailową ujrzałam wiadomość od Piotra Adamczyka. Pierwsza myśl – o mój Boże to ten sławny aktor! Potem moje emocje nieco opadły, ale wyobraźcie sobie, że tak na brzmienie i widok tego nazwiska reaguje większość kobiet w Polsce. Nie napisał do mnie jednak „papież”, lecz dziennikarz i pisarz, debiutujący swoją pierwszą powieścią „Pożądanie mieszka w szafie”. Zgodziłam się zapoznać z jego dziełem i teraz ogromnie się cieszę, że dostałam szansę na spędzenie odrobiny czasu z tak wspaniałą lekturą!

W książce ukazane zostało życie ponad czterdziestoletniego mężczyzny, redaktora naczelnego poczytnej wrocławskiej gazety, nazwiskiem Piotr Adamczyk. Bohater poznaje kasjerkę Magdalenę i po jakimś czasie zaczynają być sobie coraz bardziej bliscy. Jednak ich związek zaczyna się walić, gdy na jaw wychodzą prawdziwe intencje dziewczyny. Przez cały czas Piotr otrzymuje pełne czułości i uczucia maile od tajemniczej Miriam, która wydaje się go dobrze znać. Przywołuje mu ona wspomnienia dawnej ukochanej Marysi Jezus, do której wciąż tęskni.

Powieść była bardzo interesująca, obfitowała w wiele zabawnych wydarzeń. Ilustrowała to, jak media, reklamy i Internet wpływają na nasze życie. Przyznam się, że pewnie nigdy nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie propozycja autora, a to byłoby ogromną stratą. Tę książkę po prostu należy przeczytać. Świetnie ukazuje, jak wirtualna rzeczywistość może zastąpić zwykłe kontakty międzyludzkie. Szczerze mówiąc, to wręcz zatrważające, ale niestety prawdziwe, wystarczy przywołać wypowiedzi moich znajomych – „Nie ma cie na fejsie – nie żyjesz!”.

Dużo czasu minęło, zanim zabrałam się za pisanie tej recenzji, ale lektura pozostawiła mi w głowie tak ogromny mętlik, że musiałam sobie to wszystko poukładać i przemyśleć najważniejsze sprawy.

Akcja szybko rozwija się w miarę czytania, wciąga i nie można się od niej oderwać (czego dowodem może być między innymi fakt, że skończyłam ją gdzieś o drugiej w nocy, a zwykle nic nie jest w stanie zająć mnie o tej porze na tyle bym zrezygnowała ze snu ;). Podobał mi się styl pisania autora, który w dość lekki i zabawny sposób przedstawił samotną i w sumie smutną egzystencję bohatera. Swoją drogą ciekawe, ile w nim jest z samego autora, czytając w zasadzie nieustanie się nad tym zastanawiałam.

„Pożądanie mieszka w szafie” to bardzo dobrze napisana, pobudzająca do refleksji powieść, podsumowująca współczesne społeczeństwo, zachłanne i skupione tylko na konsumpcji oraz preferujące internetowe kontakty nad te „w realu”.
Polecam ją wszystkim, jak już wcześniej napisałam, uważam, że jest bardzo pouczająca i każdy powinien się z nią zapoznać.

A tak na marginesie to Marysia Jezus to świetne imię dla bohaterki, gratuluję autorowi błyskotliwego pomysłu.

Moja ocena:
>>5/6<<

Za możliwość przeczytania książki dziękuję jej autorowi – Piotrowi Adamczykowi.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Kleo i ja - Helen Brown

Tytuł oryginału: Cleo. How an Uppity Cat Helped Heal a Family
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Przekład: Maciejka Mazan
Rok wydania zagranicznego: 2009
Rok wydania polskiego: 2012
Ilość stron: 327

Myślicie, że to Marley był mistrzem świata w demolce? W takim razie poznajcie Kleo... Helen Brown nigdy nie była kociarą. Ale co z tego? Koty po prostu zjawiają się tam, gdzie są potrzebne, i to w najmniej spodziewanym momencie. Helen odkrywa tę prawdę po śmierci synka, gdy musi przyjąć pod swój dach nieproszonego gościa - czarne jak diabeł i równie pomysłowe stworzonko. Złamany fikus, potłuczone naczynia, oberwane firanki? No i dobrze! Człowiek, który biega za kotem, nie ma czasu na łzy. Prawdziwa historia Helen i Kleo podbije serca tych, którzy kochają koty. Oraz tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą...

W pewien zwykły, słoneczny, niczym nie różniący się od innych dzień Helen i jej rodzinę dotknęła potworna tragedia… Ich ukochany syn i brat Sam zginął potrącony przez samochód. Poukładane i szczęśliwe życie w jednaj chwili zmieniło się w nieopisaną rozpacz. I kiedy bohaterka i jej bliscy nie mogą wydobyć się z wszechobecnej czerni i wrócić do świata, do drzwi puka niespodziewany gość. To znajoma, która przynosi im czarnego kotka – urodzinowy prezent dla zmarłego już Sama. Początkowo Helen nie chce przyjąć niespodzianki, lecz ulega namowom swego młodszego syna i zwierzątko zostaje z nimi. Okazuje się być jednak bardzo psotne…

Wbrew pozorom nie jest to wcale banalna historyjka o kocich wybrykach, lecz trudna, wzruszająca i pouczająca powieść o tym, jak pogodzić się ze stratą, tęsknotą i powracającym codziennie od nowa bólem. Kiedy rozpoczynałam lekturę, zupełnie nie spodziewałam się takiej opowieści, bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło.

Książka była dla mnie prawdziwym lekarstwem, na dziwną czytelniczą zapaść, która mnie ostatnio dotknęła, polegającą na tym, że żadna książka tak naprawdę nie była w stanie mnie zainteresować i wzbudzić jakieś emocje. Sądziłam, że skutecznym antidotum na to będą thrillery, ale myliłam się. Wystarczyła tylko zwykła, z życia wzięta historia, aby wydobyć mnie z marazmu. Na koniec aż się popłakałam…

Ta powieść to prawdziwa perła wśród wydanych ostatnio książek. Choć niepozorna, kryje w sobie mnóstwo ważnych wartości. Ukazuje, że w życiu trzeba wykorzystywać każdą chwilę i cieszyć się z niej, bo jesteśmy krusi i nigdy nie wiadomo, co może przydarzyć się następnego dnia. Uczy też, że nie można się bać i trzeba wykorzystywać nadarzające się okazje, nawet jeżeli oznacza to zmianę środowiska i wszystkich dotychczasowych przyzwyczajeń. Przede wszystkim pokazuje, jak bardzo ważne są uczucia takie jak miłość, przyjaźń i samozadowolenie.

Gorąco polecam tę powieść wszystkim, zarówno miłośnikom kotów, czy też psów, kanarków, błazenków i innych uroczych stworzeń, jak i tym, którzy w ogóle fauny nie znoszą. Jestem pewna, że każdy znajdzie w niej coś ciekawego tylko dla siebie.

Moja ocena:

>>5,5/6<<


Za możliwość przeczytania wspaniałej książki dziękuję serdecznie księgarni internetowej Merlin. 


Książkę możecie nabyć tu.







piątek, 24 sierpnia 2012

Smak hiszpańskich pomarańczy - Kim Lawrence, Kathryn Ross, Chantelle Shaw

Wydawnictwo: Harlequin
Seria: Opowieści z pasją
Rok wydania polskiego: 2012
Ilość stron: 400

Ach, jakże trudno uwierzyć, że wakacje się powoli kończą... Pogoda robi się coraz gorsza, za oknem szarość i plucha. Postanowiłam osłodzić sobie te ostatnie dni opowieściami ze słonecznej i ciepłej Hiszpanii. Zapraszam Was do zapoznania się z relacją z tej niezwykłej przygody. :)
Wino, słońce, Barcelona
Carrie pracuje w agencji reklamowej w Barcelonie. Właśnie dostała zadanie przygotowania kampanii promującej słynne wina Santos. To dla niej szansa, by zaistnieć w branży. Przypadkiem w samolocie poznaje przystojnego prawnika. Tak dobrze im się rozmawia, że Carrie nieopatrznie zdradza mu szczegóły projektu. Gdy przyjeżdża do winnicy, by zaprezentować swoje propozycje, okazuje się, że jej klientem jest poznany wcześniej prawnik, Maks Santos. Zaskoczona sądzi, że z powodu swej niedyskrecji już straciła zlecenie. Jednak Maks od razu akceptuje projekt, ale stawia warunki…

I tak się zaczyna przewrotna historia miłości od pierwszego wejrzenia. Sprytnie napisana z wartką akcja lekko przewrotna opowieść z dzieckiem w tle. Bardzo pochłania. Aż chce się jechać do Hiszpanii. Pod warunkiem, że firma turystyczna organizująca podróż i pobyt zapewni taki standard, jak w powieści, bez ryzyka, że splajtuje w ostatniej chwili. Bo wtedy to już byłoby jak zwykle, a w tej książce jak zwykle to nie jest… Dlaczego czytanie o życiu w komforcie i luksusie tak pochłania?
Wakacje w Andaluzji
Lily spędza wakacje na południu Hiszpanii. Chce zapomnieć o zdradach i kłamstwach męża. W śródziemnomorskich miasteczkach odzyskuje spokój i radość. Czuje, że może zacząć wszystko od nowa. Gdy poznaje Santiaga, postanawia zaryzykować. Przystojny Hiszpan odkrywa przed nią nieznane smaki życia. Może wreszcie los się do niej uśmiechnął? Jednak romans niespodziewanie się kończy, a Lily musi stawić czoło zaskakującym wydarzeniom…

Z tej powiastki usiłuje płynąć wniosek, iż nieprawdą jest, że nic dwa razy się nie zdarza. Tyle, że ja w to nie wierzę. Niemniej ten przystojny Hiszpan wprowadza w fabule takie napięcie, że wszystko, przynajmniej na czas trwania w iluzji spowodowanej lekturą jest możliwe. Czy pod polską prastarą gruszą można osiągnąć podobne napięcie? Ot dylemat… Jakże to opowiadanie wciąga…
Tylko w Madrycie
Tylko dwa miesiące zostały Javierowi Herrera, żeby się ożenić. W przeciwnym razie, według zapisu testamentu dziadka, straci rodzinny bank. Tylko kto zgodzi się na ślub w tak krótkim czasie? Niespodziewanie w jego posiadłości pojawia się Grace Beresford, o której słyszał, że jest kapryśna i rozpieszczona. Prosi go o prolongatę spłaty długu ojca. Javier wpada na pomysł, jak rozwiązać swój problem. Proponuje jej fikcyjny ślub w zamian za anulowanie długów. Już kilka godzin po tym jak umilkły dźwięki weselnego przyjęcia, Javier przekonuje się, że Grace jest zupełnie inna, niż się spodziewał…

Ach te życie w Madrycie. Piękna i odważna Grace jest w gruncie rzeczy nieustraszoną córką swojego ojca, gotową dla niego na wszystko. Wzruszające. Pozostaje nadzieja, iż spadkowy bank Javiera daje lepsze gwarancje powodzenia, aniżeli nasze parabanki. Jeśli tak nie jest, to po ostatnich doniesieniach prasowych trudno bohaterce zazdrościć. Ale oczywiście czyta się świetnie. Znakomity wakacyjny przerywnik.

Wszystkie mini powieści posiadają niesamowity urok i czar. Przeniosły mnie z burej rzeczywistości wprost w gorące promienie słońca i na jakiś czas odsunęły ponure myśli o rychłym powrocie do pracy i nauki. Z całą pewnością mogę polecić tę książkę wszystkim, którzy chcą przeżyć jeszcze jedną niezapomnianą przygodę podczas tych ostatnich dni wakacji.

Moja ocena:
>>5/6<<
Za możliwość przeczytania książki dziękuje serdecznie Wydawnictwu Harlequin. 



czwartek, 23 sierpnia 2012

Tajemnica Abigel - Magda Szabo


Tytuł oryginału: Abigel
Wydawnictwo: Bona
Przekład: Alicja Mazurkiewicz
Rok I wydania zagranicznego: 1970
Rok wydania polskiego: 2012
Ilość stron: 351

Nie wiem dlaczego, ale gdy pierwszy raz ujrzałam tę książkę, moją uwagę przykuła okładka. Dla przeciętnej osoby, która na nią spojrzy, nie ma w sobie nic szczególnego. Lecz spoglądając na klucz, później autora i tytuł, wiedziałam, że „tajemnica Abigel” wycieka już na samą obwolutę. Więc nie zwlekając ani chwili i, z całą pewnością, nie zwracając uwagi na opis książki z tyłu, postanowiłam poznać sekrety w niej ukryte.

Bohaterką „Tajemnicy Abigel” jest czternastoletnia Georgina Vitay. Dziewczyna żyje jakby nie zdawała sobie sprawy, że wokół jest wojna - ma czas dla przyjaciółek, szkołę, zabawy, tańce, spotkania i… pierwsze zauroczenia. Mieszka w Peszcie, na Węgrzech razem z ojcem. Jej matka zmarła, gdy Gina miała dwa lata. Od tamtej pory opiekuje się nią francuska guwernantka – Marchelle. Mimo, że kobieta otrzymuje stałe wynagrodzenie, dla dziewczynki jest kimś więcej niż służbą. Skutecznie zastępuje jej matkę, daje jej wsparcie i zrozumienie. Niestety, beztroskie życie Giny zostaje zburzone w chwili, gdy Marchelle musi wrócić do Francji z powodu wojny.  Nastolatka zostaje bez opieki, dlatego też jej ojciec, będący wysoko postawionym wojskowym, jest zmuszony do wywiezienia córki na prowincję na pensję. Mała tego nie rozumie, przecież nie sprawia problemów, a opiekować może się nią ciotka Mimo. Jej ojciec jest jednak nieugięty. Z dnia na dzień Gina opuszcza luksusy i trafia do Arkordu – czarno-białej krainy,  w której mieści się pensja biskupa Matuli z internatem. Szkołą zarządza dyrektor, opiekunkami są diakonisy. Opiekę nad klasą piątą, do której trafia Gina sprawuje siostra Zuzanna, która nie od razu przypada do gustu nowej uczennicy. Zaraz potem dziewczyna poznaje nowe koleżanki,  nauczycieli, tradycje i historie pensji. Szczególnie jedna wydaje jej się wydumana i nieprawdopodobna – ta o tytułowej Abigel. Abigel jest to posąg czyniący cuda, usytuowany w kącie ogrodu przy szkolnym budynku. Nijaka Mici Horn kilkanaście lat temu wypłakiwała swoje smutki i żale na temat jej narzeczonego u stóp rzeźby. Następnego razu przechodząc obok Abigel spostrzegła list, który jak się okazało był wiadomością od jej ukochanego. Od tamtej pory wszystkie dziewczęta w razie problemów zwracają się do Abigel z prośbami o pomoc i zawsze otrzymują odpowiedź.

Georgina uznaje to za stek bzdur i wymysłów jej nowych koleżanek. Jakiś czas później dziewczyna traci dobry kontakt z całą klasą – a wszystko to przez głupią zabawę i nieuzasadnioną urazę Giny. Od tamtej pory przebywanie na pensji staje się już nie okropne, lecz nie do zniesienia. I mniej więcej w tym okresie wiadomość zostawia jej Abigel. Przez zbieg różnych wydarzeń na terenie szkoły, jak i na Węgrzech, a także spotkanie z ojcem, dziewczyna musi zmagać się z okrutną wojenną rzeczywistością i strachem o siebie oraz rodzinę.  Do tego dochodzi tajemnica Abigel oraz informacja od ojca, że czuwa nad nią osoba, którą od dawna zna i w razie czego pomoże jej uciec, gdy zagrozi jej niebezpieczeństwo.

Książka już od pierwszych stron wciąga, ujmuje swoim językiem, a okruchy tajemnicy dopełniają tę historię i ukazują niesamowitą opowieść o trudnym dorastaniu dziewczyny, naiwnej i zaplątanej w wojennych czasach.

 Kim jest Abigel? Kim jest jej „anioł stróż”? Jak zakończy się ta historia? Sięgnijcie po „Tajemnicę Abigel”, by uzyskać odpowiedzi na te i inne pytania. Gorąco polecam.

Moja ocena:

>>5/6<<

Za możliwość przeczytania książki dziękuję księgarni internetowej Merlin.


środa, 22 sierpnia 2012

Poślij chociaż słowo - Orlando Figes


Tytuł oryginalny: Just send me a Word. A true story of love and survival In the Gulag
Wydawnictwo: Magnum
Przekład: Władysław Jeżewski
Rok wydania polskiego: 2012
Ilość stron: 380

„Poślij chociaż słowo” to wspaniała książka oparta na autentycznych dokumentach, które stanowią przepięknej treści listy, pisane do siebie nawzajem przez Lwa i Swietę. Bohaterowie zostali rozdzieleni przez system sowiecki. Powracający z wojny Lew, inżynier, zostaje pod byle pretekstem skazany na pobyt w obozie pracy w Peczorze. Swieta, jego dziewczyna, nadal mieszka, kończy studia i pracuje w Moskwie. W tych trudnych warunkach piszą do siebie regularnie, znajdują nawet sposób na to, ażeby docierał do nich każdy, pisany nielegalnie, najczęściej pod osłoną nocy, na skrawku byle jakiego papieru, list.

A listy te są przepiękne, pełne intelektualnych treści i miłosnych wyznań najlepszej próby. Równolegle – opisy sytuacji, położenia innych ludzi. Czasem, na ile się da otwarcie, czasem, w wysublimowanej i zaszyfrowanej postaci. Piękny przykład ginącej epistolografii. Żywotna nadzieja na przetrwanie w trudnych czasach. Jest paradoksem że pobyt w łagrze oboje traktują, jako niewypowiedzianą mękę i przyczynek tęsknoty, z drugiej strony zaś jako element zastany sowieckiej rzeczywistości.

Na podstawie książki można wyprowadzić wnioski dotyczące homosovieticus. Brutalność łagrowej rzeczywistości z jej wszystkimi szykanami, ograniczającymi wolność człowieka, brakiem jedzenia, dostępu do elementarnych środków higieny, systemem kar i przygan, z drugiej strony pokorna oddana praca i wiara Lwa, osoby światłej i mądrej i tak niesprawiedliwie męczonej, że pracuje dla kraju, dla dobra wspólnego, chociażby na zesłaniu.

Dzielna Swieta z kolei, wspomagająca nie tylko ukochanego, ale też jego współbraci w niewoli, także zdaje się pozostawać w przekonaniu, iż system w którym żyje jest słuszny.

Ale niezależnie od tych dywagacji  politycznych, historię zakochanych należy przeczytać przede wszystkim dla poznania meandrów takiej miłość, która rzadko się zdarza. To jest historia długich lat oczekiwania na człowieka wyrzuconego poza społeczeństwo, przy niesłabnącej miłości i rosnącym wzajemnym przywiązaniu. Znajdziemy tu także znakomity przykład ilustrujący siłę i zaradność kobiety. Zainteresowanych odsyłam bezpośrednio  do kart opowieści.

Historię tę opisał jej autor Orlando Figes – historyk i pisarz brytyjski, na podstawie zachowanej obszernej dokumentacji listowej. Jest to podobno najpełniejsza i najdłuższa zachowana korespondencja z Gułagu. 

To oczywiście nie jest ckliwa i wartka opowiastka z happy endem. To jest rzetelnie opisana historia wielkiej miłości , która dała siłę przetrwania w warunkach nieludzkich, uchybiających człowieczeństwu.
Książka jest zupełnie pozbawiona dialogów. Należy czytać ją powoli i w skupieniu, sącząc z niej także bardzo dobrze podaną solidną porcję wiedzy stricte historycznej o podłych czasach.

Szczerze polecam tę pozycje czytelnikom. Dla mnie jest to książka z gatunku tych , po lekturze których ma się wrażenie, że czytało się coś wyjątkowo wartościowego, zapadającego w pamięć na długo,  a przede wszystkim  pobudzającego do głębokich refleksji.

Moja ocena:
>>6/6<<

Za możliwość przeczytania wspaniałej książki dziękuję księgarni internetowej Merlin.
Powieść możecie nabyć tu.
I jeszcze mała zachęta:






wtorek, 21 sierpnia 2012

Opinie #1 ("Dotyk Julii", "Informacjonistka", "Córka dymu i kości")

Pomyślałam, że nie ma sensu wysilać się na długie i z gruntu bezsensowne recenzje, gdy nie mam o książkach zbyt wiele do powiedzenia i postanowiłam zapoczątkować serię postów z opiniami zbiorowymi, które będą się pojawiać na blogu co jakiś czas. 


"Dotyk Julii" - Tahereh Mafi
Powieść opowiada o dziewczynie, której dotyk zabija i z tego powodu została ona odizolowana od świata. Pewnego dnia do jej celi trafia Adam - chłopak, który wydaje się jej znajomy. Okazuje się, że na talencie Julii zależy nowemu władcy, który chce go użyć jako broni i składa nastolatce propozycję nie do odrzucenia... 

I dalej to się wszystko tak toczy i toczy i jest coraz bardziej miałkie. Aż nie chce mi się wierzyć w twierdzenia autorki, że nie widziała "X-men'ów", przed napisaniem swojej powieści. Julia przypomina Rouge, Adam Bobby'ego, a dalej to już się czułam, jakbym do jakiejś innej wersji szkoły Charles'a Xavier'a trafiła. 
I jeszcze ten styl pisania. Tak bardzo bardzo bardzo żenujący. Jak w tandetnym romansidle... Kto nie wierzy niech sobie poczyta na głos, wtedy te dialogi na cztery nogi nabierają dopiero pełnego wymiaru. Zupełnie nie wiem, czemu po przeczytaniu oceniłam na 3,5/6, w sumie to powinno być niżej. To chyba dlatego, że lubię "X-men'ów".




"Informacjonistka" - Taylor Stevens
Vanessa Michael Munroe ma dość nietypowe zajęcie - zbiera informacje na zlecenie bogatych firm i korporacji. Pewnego dnia biznesmen Richard Burbank prosi ją, aby udała się do Afryki i spróbowała znaleźć jakiś ślad po jego zaginionej cztery lata temu córce. Essa zgadza się i powraca do krainy swojego dzieciństwa, dawnych wspomnień i ukrytych za nimi demonów...

Na okładce napisano: "niezwykły thriller, mocny i poruszający z przyprawiającym o dreszcz zabójczym finałem". Cóż ja jednak muszę to chyba trochę zdementować... Po pierwsze nudnawy, mało wciągający, tematyka taka sobie, niezbyt interesuje mnie polityka Afryki, za nic nie mogłam się w niej połapać, a wyjaśnienia Vanessy tylko jeszcze bardziej mi wszystko gmatwały. Bohaterowie zaś to prawdziwi herosi, przez 90% powieści wszystko im się udawało, od razu wpadli na trop zaginionej, zręcznie umykali pościgom, wojsku i zabójcom. Co do tego końca, to moim zdaniem przede wszystkim nie pasował do całości. Bo akcja toczyła się słodko, lekko i przyjemnie, aż tu nagle znikąd pojawili się żołnierze (których przecież nasza dzielna grupa zmyliła, zgubiła i w ogóle nie powinno ich tam być!) i zrobili "zabójczy finał"... Ech, rozczarowałam się, spodziewałam się czegoś znacznie lepszego... A jakby tego było mało to domyśliłam się, kto zdradził Essę... 2/6


"Córka dymu i kości" - Laini Taylor
Karou to mieszkająca w Pradze dziewczyna, wychowana przez chimery . Pewnego dnia na drzwiach prowadzących do sklepów jej ojczyma pojawiają się tajemnicze odciski dłoni, a wkrótce potem wszystkie one zostają spalone, a Karou jest ścigana przez serafina Akivę o morderczych instynktach... 

Marne to moje streszczenie początku fabuły, ale jest ona tak rozbudowana, że po prostu nie da się jej zawrzeć w kilku zdaniach. Jestem pełna podziwu dla siły wyobraźni autorki, jej książka to coś wspaniałego! Z utęsknieniem wyczekuję kolejnej części, muszę koniecznie poznać dalsze losy Karou, dowiedzieć się, czy będzie w stanie wybaczyć Akivie krzywdę jej rodziny i czy dalej będzie go kochać. Ta powieść to prawdziwa perła - 5,5/6. Polecam!

Czytaliście którąś z tych książek? Jakie są wasze wrażenia?

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Królestwo piekieł. Powstanie Warszawskie - Sven Hassel


Tytuł oryginału: Reign of hell
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Przekład: Joanna Jankowska
Rok wydania polskiego: 2011
Ilość stron: 347 

Warszawa rzuca wyzwanie okupantowi, szukając odwetu za kilka lat upokorzeń i mordów. Hitlerowcy postanawiają utopić ją w morzu krwi i zetrzeć z powierzchni ziemi, aby kolejne pokolenia wspominały ze zgrozą to, co się stało. Otwierają więc drzwi do Królestwa piekieł...
Karny batalion Wehrmachtu zostaje przerzucony z frontu wschodniego do okupowanej stolicy Polski, w której szaleje demoniczny Oskar Dirlewanger, Oberführer SS, znany ze swego sadyzmu i bezwzględności. Naziści, zdając sobie sprawę, że wojna jest już przegrana, nie mają nic do stracenia i pogrążają się w szaleństwie zabijania.

Bohaterów poznajemy, kiedy przebywają w obozie w Sennelager, razem z nimi jesteśmy świadkami brutalności i okrucieństwa, z jakim traktowani są nowi rekruci. Do karnego batalionu numer 999 brani są ludzie wyjęci spod prawa, mordercy, pedofile, złodzieje, czy też przeciwnicy polityczni, którzy powinni zostać rozstrzelani albo odsiadywać wyroki w więzieniu, jednak w zamian za to zaoferowano im służbę wojskową, która pozwoli im odkupić dawne winy.

Wkrótce potem razem ze Svenem, Portą, Starym, Legionistą i Małym wyruszamy na front, by walczyć z Rosjanami. Dalej akcja toczy się już szybko. Każdego dnia towarzyszą nam huki eksplozji, odgłosy strzelanin, jęki rannych i wrzaski żywych. Zawierucha wojenna rzuci nas w końcu na tereny Polski, gdzie będziemy świadkami walk powstańców w Warszawie.

Postanowiłam napisać wstęp w formie „my”, gdyż może to pomoże mi uzmysłowić Wam, jak ogromną siłę oddziaływania ma na czytelnika ta powieść. Czytając ją, miałam wrażenie, jakbym sama brała udział we wszystkich zawartych w niej wydarzeniach.  Ta książka wręcz powala na kolana swoją autentycznością, świetną kreacja bohaterów, czy też dokładnymi opisami. Daje się odczuć fakt, że jej autor brał udział w wojnie i opisuje częściowo także swoje doświadczenia.

„Do rzeczywistości przywołał mnie dopiero wybuch pocisku. Teren wokół nas był wypełniony dymem i panicznie biegającymi ludźmi z miskami w rękach.
- No i, w pizdu, po kolacji – stwierdził wściekły Porta.
Jakiś przypadkowy pocisk wylądował na środku skwerku. Kucharz leżał rozerwany na kawałki. Ale co tam on, znikło bouillabaisse*. Patrzyliśmy z przerażeniem pod nogi. Gęsta lepka ciecz z rybną wkładką płynęła obok nas do studzienki ściekowej. „
*bouillabaisse – zupa rybna

W powieści bardzo szokował mnie fakt, jak nisko na wojnie ceniono ludzkie życie. Dowódcy bezmyślnie posyłali na śmierć w z góry przegranej bitwie kolejne kompanie. Jeńcy i ranni byli bezlitośnie zabijani, mordowano całe setki niewinnych cywilów, przeważnie kobiety, dzieci i starców. Dla prostego żołnierza najważniejsze było tylko przetrwanie i zaspokojenie własnych potrzeb, a dobroć i pomoc innym właściwie znikały ze sceny.
Podczas czytania powieść wydawała mi się miejscami dość chaotyczna np. w jednym rozdziale zagubiony Sven dostał kulkę w kark i nie pomógł mu żaden lekarz, a w następnym już jest razem z przyjaciółmi i nie ma mowy o żadnej ranie. W tym momencie czułam się tak, jakby ktoś wyciął z książki cały rozdział. Innym razem, bohaterowie poznają dwójkę Polaków, którzy przez jakiś czas towarzyszą im w drodze, a potem nagle znikają i nie wiadomo, co się z nimi stało. Takich sytuacji jest więcej – wprowadzeni zostają jacyś epizodyczni bohaterowie, po czym bez słowa wyparowują. Nigdy nie mogłam się też doliczyć, ile osób było w kompanii Svena, bo jak wychodzili na akcję, to wydawało się na przykład, że idą w piątkę, a potem niespodziewanie odzywał się ktoś, o kim myślałam, że go tam nie ma…

Myślę, że takie prowadzenie narracji wynika z tego, o czym już wcześniej wspomniałam, że dla opowiadającego całą historię Svena po prostu takie drobiazgi nie były wystarczająco ważne i możliwe, że będąc na wojnie wcale nie zwracał na nie uwagi. A to tylko pokazuje, jak bardzo wojna może uniewrażliwić człowieka na los będących obok ludzi…

„Królestwo piekieł. Powstanie Warszawskie” to zdecydowanie jedna z lepszych powieści wojennych, jakie zdarzyło mi się przeczytać, nie ma w niej koloryzowania, bezsensownej odwagi, czy bohaterstwa, jest tylko brutalna walka o przetrwanie i nadzieja na rychły koniec wojny i powrót do domu. Książka zdecydowanie jest godna polecenia, po prostu trzeba ją przeczytać.

Moja ocena:
>>5,5/6<<

Za możliwość przeczytania książki dziękuję serdecznie Instytutowi Wydawniczemu Erica. 

niedziela, 19 sierpnia 2012

Pijana wojna - Kamil Janicki


Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 336

W książce pod tytułem „Pijana wojna” jej autor Kamil Janicki sięga po temat historyczny z kręgu tabu. Chodzi o nadużywanie alkoholu przez żołnierzy walczących na frontach  II Wojny Światowej. Żołnierzy wszystkich nacji i wszystkich dystynkcji. Jest to temat z gatunku wrażliwych, trudnych. Odziera z patosu walczących, rysuje na ich nieskalanych obliczach bohaterów rysę. A jeśli chodzi o przeciwników to pogrąża ich do reszty. Kamil Janicki opiera swoja prace o solidne źródła historyczne, jakie stanowią wspomnienia uczestników II Wojny Światowej,  wywiady, listy i opracowania historyczne. Po lekturze tej książki nie ma wątpliwości, że ponad frontami królował w każdym z obozów alkohol, który lał się strumieniami. Wódką dodawano sobie animuszu i odwagi, zagłuszano nią fizyczny ból ran, opijano klęski i zwycięstwa. Pili wszyscy – Anglicy, Francuzi, Rosjanie, Niemcy, Amerykanie, Polacy. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z opisem tak demaskującym zarówno prostego żołnierza jak i oficera. Należy zwrócić uwagę, że alkohol poza wprawianiem w stan nietrzeźwości, wyzwalał w żołnierzach także prymitywne instynkty. W książce znajdziemy opisy agresji, gwałtów. Wojna od tej strony zdejmuje nimb bohaterstwa z jej uczestników. Patrzymy na nich  jak na zwykłych ludzi, którzy na dodatek nie potrafią się uporać z losem, który przyszło im wieść.

Książka może budzić skrajne oceny, właśnie ze względu na okoliczność iż odziera żołnierzy z waloru nadludzkiej odwagi i wytrzymałości. To bardzo trudne uwierzyć, że bohatera wojennego pcha na front nie absolutna wiara w zwycięstwo i miłość do ojczyzny, ale zamroczenie alkoholowe. To jest prawda trudna do udźwignięcia i może nawet nie chciałabym jej znać.
Autor może spotkać się z zarzutem, iż na podstawie wybranych źródeł wyciąga uogólnione wnioski, dotyczące wszystkich żołnierzy podczas II Wojny Światowej, ale jak to w życiu bywa prawda może leżeć pośrodku. Przecież na wojnie jeden naiwnie tracił życie w walce, a drugi w tym czasie myślał, jaki towar za jakie pieniądze przemycić do getta. Ktoś kierowany ludzkim odruchem narażał życie, ażeby przechować dziecko żydowskie, a ktoś zbił majątek na obietnicy wyprowadzenia kogoś ze strefy zagrożenia, po czym nie wywiązał się z tego. Na takiej podstawie nie należy budować jedynie obowiązujących prawd o tamtych czasach. Dlatego na prace Kamila Janickiego, człowieka zapewne młodego, bez wojennych obciążeń, ale i bez doświadczenia traktującego o życiu w tamtych trudnych czasach można patrzeć niejednoznacznie...  No, ale ja książkę przeczytałam i będę cenić tego autora za absolutny brak hipokryzji.    

Polecam ją zarówno laikom, jak i osobom, które bardziej interesują się czasami II Wojny Światowej. To naprawdę cenne źródło wiedzy o zachowaniach i zwyczajach ludzi, biorących udział w tej walce.

Moja ocena:
>>5/6<<
 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję serdecznie Instytutowi Wydawniczemu Erica.  
              


czwartek, 16 sierpnia 2012

Alkaloid - Aleksander Głowacki


Wydawnictwo: Powergraph
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 425

„Alka,
Żyjąca, istniejąca!
Nie chwyta jej ni drzemka, ni sen.
Do niej należy to, co jest w niebiosach,
I to, co jest na ziemi!
Wie, co było przed nią
I co będzie po niej.” 
Wyobraźcie sobie bohatera „Lalki” Stanisława Wokulskiego, słynnego romantyka-pozytywistę, który poszedł po rozum do głowy i zamiast uganiać się za piękną Izabelą Łęcką, poświecił swe życie wzniosłej idei nauki – swojemu drugiemu pożądaniu.  Odkrył wspaniały, przywracający siły, odmładzający, leczący rany boski nektar – Alkaloid, zwany pieszczotliwie Alką. Od tej pory jego odkrycie fascynowało wszystkich – rządy wrogich sobie państw wykorzystywały go na wojnie, tworząc zmutowanych żołnierzy, zażywali go ludzie pochodzący z arystokratycznej elity, artyści tworzyli swe dzieła pod jego wpływem. Alkaloid stworzył nowy świat, gdzie wszystko stało się możliwe, a ludzie tworzyli coraz to nowsze i oryginalniejsze wynalazki. Wokulski stał się bogaczem, właścicielem potężnego i wciąż rozrastającego się imperium. Jednakże nie brakowało ludzi, którzy chcieli mu te władzę odebrać i poznać skrywaną przez niego tajemnicę pozyskiwania cudownego eliksiru.

„Nawet Mumie wstają i zaczynają znowu żyć, gdy zażyją Alki.” 
Z głównym bohaterem spotykamy się w Hong Kongu, gdzie dowiadujemy się razem z nim, że Brytyjczycy maja zamiar rozszerzyć swe wpływy w Chinach, aby mieć pod kontrolą jego fabrykę. Wokulski nie może do tego dopuścić i układa sobie w głowie zawrotny plan. W jego zrealizowaniu usiłuje mu przeszkodzić nasłany przez Brytyjczyków zmutowany wojownik. Czy Stanisławowi uda się go pokonać i wprowadzić swoje zamysły w życie?

Powieść podzielona została na cztery części. Akcja każdej z nich dzieje się w innym miejscu – zaczynamy podróż w Chinach, potem udajemy się do ogarniętej rewolucją Rosji, aby następnie przez Interzonę Polska dostać się do świata przyszłości.  W poszczególnych częściach zmieniają się także główne postacie, zaczynamy od Wokulskiego, z którym usiłujemy pokrzyżować plany Brytyjczyków. W Rosji towarzyszymy malarzowi Witkacemu, który musi dostarczyć pewien przedmiot Stanisławowi. W Polsce poznajemy angielskiego agenta Falka van Breyun’a,  który usiłuje dotrzeć do Wokulskiego. W ostatniej części wracamy zaś do niego samego. Stanisław wraz z grupą naukowców usiłuje skonstruować maszynę, która przeniesie go w przeszłość. Nie wszystko jednak dzieje się po jego myśli i zamiast w dawne czasy zmuszony zostaje do podążenia w przyszłość…

Autor, który jako swój przydomek obrał prawdziwe imię i nazwisko niezrównanego pisarza Bolesława Prusa, stworzył kawał dobrej prozy. Zgrabnie zmieniał bohaterów i przenosił ich w nowe miejsca. Zadbał o to by nie zanudzić czytelnika zbyt dużą ilością naukowych opisów. Dzięki jego lekkiemu pióru oraz temu, że poszczególne rozdziały nie należały do szczególnie długich, książkę czytało się bardzo szybko i przyjemnie.
Bardzo podobały mi się sposoby opisywania chwil po zażyciu Alkaloidu, gdy bohaterowie byli w tak zwanym Surżu. Wtedy czas przeszły zmieniał się na teraźniejszy, co wywoływało na mnie wręcz niezwykłe wrażenie.
Początkowo poważnie obawiałam się, jak uda mu się posklejać tak wiele wątków i stworzyć logiczne spójne zakończenie, ale musze przyznać, że nie doceniałam jego kunsztu. Zdecydowanie nie byłam rozczarowana, a wręcz przeciwnie.

Na uwagę zasługuje także oprawa książki, na okładce został świetnie sportretowany Wokulski. Wraz z tekstem przeplatały się wycinki z gazet, zdjęcia, listy, fragmenty notatek, co miało pokazać, jak Alka zapanowała nad światem. Często było jednak przykrym przerywnikiem, a to z powodu zastosowanej tam maciupciej czcionki, która dodatkowo często zlewała się z szarym tłem. Dla moich oczy stanowiło to wręcz katorgę – często odszyfrowanie małego fragmentu tekstu zabierało mi ponad dziesięć minut.

To nie wszystko, jeśli chodzi o wady.  Przede wszystkim muszę ostrzec wszystkich tych, którzy sięgną po nią z takiego samego powodu co ja – nawiązań do „Lalki”. Otóż wbrew zapewnieniom na okładce, powieść wcale w nie nie obfituje, oprócz paru nazwisk i jednej scenki, która rozgrywa się w sklepie Wokulskiego w Warszawie. W tym względzie spotkał mnie zatem dość spory zawód. W zasadzie odniosłam wrażenie, że autor wcale nie musiał wykorzystać  bohaterów z „Lalki”, a mógł stworzyć całkiem innych i nie byłoby specjalnej różnicy. Oczywiście oprócz tego, że książka nie osiągnęła by wtedy tak dużego rozgłosu…

Kolejna sprawę stanowiły opisy walk rodem z chińskich filmów. Dzięki Alce bohaterowie mogli prowadzić walki na innym poziomie świadomości, wnikać w ciało wroga, teleportować się, biegać po ścianach, koziołkować po suficie i tym podobne…
To było już raczej trochę przesadzone.

„Non omnis moriar” brzmi napis, jaki nakazał wykuć Wokulski na miejscu upamiętniającym jego śmierć. I rzeczywiście, skoro jego przewrotne dzieje potrafią dać  inspirację kolejnym pokoleniom  twórców, aż po  XXI wiek. 

Moja ocena:
>>4/6<<

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi upadli.pl.



środa, 15 sierpnia 2012

Obietnica mroku - Maxime Chattam


Tytuł oryginału: La promesse des tenebres
Wydawnictwo: Sonia Draga
Przekład: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Rok wydania zagranicznego: 2009
Rok wydania polskiego: 2012
Ilość stron: 468

„Obietnica mroku” to najnowsza powieść pisarza zwanego „geniuszem thrillera >>made in France<<.  Ma on już na swoim koncie kilkanaście książek w tym słynną „Trylogię zła”, która szybko trafiła na listy bestsellerów. Ja właśnie zetknęłam się z jego twórczością po raz pierwszy i przyznam szczerze, że jestem z tego spotkania bardzo zadowolona.

Brady O’Donell to dziennikarz, ogarnięty czymś na kształt kryzysu wieku średniego. Praca nie przynosi mu już satysfakcji, a relacje z żoną stale się pogarszają. Pomocną dłoń wyciąga do niego przyjaciel Pierre, który proponuje mu stworzenie reportażu o filmach pornograficznych. Daje mu namiary pracującej w tej branży aktorki Rubis, która ma ochotę na zwierzenia. Początkowo niepewny Brady przekonuje się do tego pomysłu i umawia się z dziewczyną w odludnym miejscu. Rozmowa nie układa się najlepiej, a załamana psychicznie kobieta strzela sobie w głowę na jego oczach. Bohater ucieka z miejsca zbrodni. Obraz odbierającej sobie życie Rubis nie daje mu spokoju, mężczyzna postanawia dowiedzieć się, co skłoniło ją do tak desperackiego czynu. Lecz ludzie od porno nie tolerują mieszających się w ich sprawy intruzów. Po piętach depcze mu także Annabel – jego żona policjantka, której przydzielono tę sprawę…

Fabuła, no cóż, może nie jest porywająca od pierwszej strony, ale dalej się rozkręca. Brady’ego szybko wciąga bagno, w które wdepnął. Dotarcie do ludzi, którzy zniszczyli Rubis, nie jest łatwe, a na każdym jego kroku mnożą się przeszkody. Coraz więcej osób chce uciszyć namolnego dziennikarza, ale on się nie poddaje, nawet gdy zaczynają grozić jego najbliższym.
Podczas czytania zastanawiałam się, jak można tak ryzykować swoje życie i wszystko, co się kocha dla nieznanej i zmarłej dziewczyny. Czy nie lepiej zapomnieć i zająć się własnymi sprawami? Ale to jednak nie jest takie proste, gdy w nocy dręczą koszmary a w uszach cały czas brzmi huk wystrzału. Tak więc rozumiem motywację bohatera i jego chęć odkrycia prawdy w nadziei, że wtedy uda mu się ukoić potworne wspomnienia. Bardzo dobrze przedstawiona została swego rodzaju paranoja Brady’ego – to jak sprawa samobójstwa Rubis opanowuje jego myśli i duszę krok po kroku i przemienia się w prawdziwą obsesję.

W pewnym momencie wystraszyłam się, że świetnie prowadzona narracyjnie książka przemieni się z całkiem realnej historii w jakiś denny paranormal. To przez nawiązanie autora do aktualnych trendów w literaturze. Na szczęście tak się nie stało, z czego ogromnie się cieszę, bo inaczej całą powieść można by w zasadzie spisać na straty.

Kiedy już oswoiłam się z lekko kontrowersyjnymi aspektami tej książki (mam tutaj na myśli opisy różnych w większości obrzydliwych filmów porno), zaczęło mi się ją czytać bardzo szybko. Pędziłam do końca jak rakieta, a tam czekał na mnie wielki wybuch! W ogóle się nie spodziewałam tego co się stało, no dobra wiedziałam, że Brady da radę, no ale żeby potem taki zwrot akcji wprowadzać? To obłędne, wręcz genialne. Choć nie powiem, żeby nie było mi potem szkoda tego biednego bohatera, który zabrnął zdecydowanie za daleko…  

Mówiąc w skrócie, „Obietnica mroku” to fascynujący thriller, który zabierze Was do mrocznych dzielnic Nowego Yorku i pokaże świat, o którym Wam się nawet nie śniło. Cieszę się, że miałam okazję go przeczytać, muszę sięgnąć też po inne powieści tego autora. Gorąco polecam.

Moja ocena:

>>5/6<<

Za możliwość przeczytania świetnej książki dziękuję Księgarni Merlin.



niedziela, 12 sierpnia 2012

Dym i lustra - Neil Gaiman


Tytuł oryginału: Smoke and Mirrors: Short fictions and illusions
Wydawnictwo: Nowa Proza
Przekład: Paulina Braiter
Rok wydania zagranicznego: 1988
Rok wydania polskiego: 2012
Ilość stron: 372 
„Dym i lustra” to zbiór kilkunastu opowiadań i wierszy, stworzonych przez autora na przestrzeni wielu lat jego twórczej pracy. We wstępie szczegółowo przedstawił on, jakie były przyczyny powstania każdego z utworów, które różnią się od siebie tematyką a często także i stylem.

Mi ogromnie podobały się trzy nowelki – „Rycerskość”, „Złote rybki i inne historie” oraz „Morderstwa i tajemnice”. Pierwsza z nich opowiadała o starszej pani, która kupiła w second-handzie kielich - Święty Graal, a następnie zaczął ją odwiedzać rycerz, przybywający z czasów króla Artura. Kolejna przytaczała wydarzenia z życia pisarza, którego książka miała zostać sfilmowana. Pojechał więc do Hollywood by ustalić szczegóły scenariusza. Zmuszony wnosić kolejne poprawki, raz za razem, w końcu zaczął się zastanawiać, po co w ogóle go tam sprowadzono i jaki naprawdę film chcieli nakręcić spotykający się z nim ludzie. Ostatnie opowiadanie trafiło do mnie chyba najbardziej ze wszystkich. Pewnego wieczoru jego bohater, tułając się samotnie po ulicach, spotkał mężczyznę, który poprosił go o papierosa, a w zamian obiecał opowiedzieć mu pewną historię. Przekazał mu opowieść sprzed stworzenia wszechświata, o zbrodni, którą popełniono w mieście aniołów…

 
Wszystkie utwory są bardzo oryginalne, niebanalne, mają w sobie pewną dozę magii i niezwykłości charakterystyczną dla tego pisarza. Neil Gaiman posiada bardzo wszechstronny talent do tworzenia zarówno prozy, jak i poezji. Niestety nie wszystkie jego dzieła oczarowały mnie jednakowo. Tak jak to zwykle bywa w tego typu zbiorach, jedne były lepsze a inne gorsze. W niektórych z nich  problem stanowiło to, że niezbyt wciągały, nie porywały, nie wzbudzały szczególnych emocji. Zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu opowiadania niż wiersze, zresztą zawsze bardziej ceniłam beletrystykę.

Bez wątpienia należy wspomnieć w tym miejscu o przepięknej, cudownej, przyciągającej wzrok okładce. Została świetnie dopasowana do treści jednego z utworów. Bardzo podoba mi się to zatarcie granic między fotografią a rysunkiem, no po prostu coś wspaniałego!

Neil Gaiman to pisarz, który bez wątpienia wyróżnia się na tle innych, posiada swój własny niepowtarzalny styl, którym od lat przyciąga czytelników. Cieszy mnie to, że jego dzieła, które powstały już dosyć dawno i obecnie dość trudno je zdobyć, są wciąż na nowo wydawane. Czekam na kolejne reedycje, bo na pewno nie skończyłam jeszcze mojej przygody  z jego twórczością.
Polecam tę książkę wszystkim, bo jestem w stu procentach pewna, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

 Moja ocena:
>>4/6<<

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Nowa Proza.



czwartek, 9 sierpnia 2012

Trenuj swój umysł - Terry Horne, Simon Wootton


Tytuł oryginału: Train your brain
Wydawnictwo: Edgard
Przekład: Jacek Środa
Rok wydania zagranicznego: 2007
Rok wydania polskiego: 2010
Ilość stron: 342

Książka „Trenuj swój umysł” to kilkaset stron pełnych przydatnych porad, które pomogą nam rozwinąć pamięć, zdolności logicznego myślenia i kojarzenia faktów.
Poradnik podzielony jest na wprowadzenie i trzy kolejne części rozwinięcia. Na początku możemy dowiedzieć się czegoś więcej o biologiczno-chemicznej budowie mózgu i podstawie jego działania. Dalej dowiemy się między innymi: jak mądrze się odżywiać, by stymulować pracę umysłu, jak zarządzać swoim nastrojem i zwalczać stres. A to tylko przygrywka do właściwych zagadnień.

Następnie autorzy uraczą nas serią rad na temat usprawniania pamięci, rozwoju inteligencji i zwiększenia IQ. Potem poznamy tajniki myślenia numerycznego, stosowanego, refleksyjnego, wizualnego, kreatywnego, werbalnego i etycznego. A wszystko to w tej stosunkowo niezbyt obszernej pozycji. Swoją drogą, czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, jak wiele jest odrębnych rodzajów myślenia? Przyznam, że mnie to nieco zaskoczyło. Tym chętniej zabrałam się za tę fascynującą lekturę.

 „Przestań marudzić i szukać dziury w całym. Nie narzekaj. Pogorszy to tylko nastrój ludzi wokół ciebie – a w efekcie i twój. Nastrój jest bowiem zaraźliwy. Twój dobry humor może poprawić nastrój innym, a wtedy ich lepszy humor poprawi i twój. Gdy widzisz coś, co ci się podoba, powiedz o tym głośno. Nie krytykuj innych, by poczuć się lepiej.”

Cóż, ktoś mógłby powiedzieć, że powyższe to same oczywiste oczywistości, jednak życie pokazuje, jak ciężko jest nam czasem się do nich dostosować. Według poradnika, aby w móc w pełni cieszyć się wszystkimi możliwościami swojego umysłu musimy przede wszystkim zacząć od pozbycia się złych nawyków, a dopiero potem przejść do ćwiczeń takich jak sudoku, krzyżówki i inne logiczne zadania.

Książka napisana jest bardzo przystępnym, prostym językiem, który bez problemów dotrze do każdego odbiorcy. Świetnie rozwiązany jest sposób przekazywania informacji. Tak zwane „złote myśli” zawarte są na szarym tle, co je wyróżnia spośród reszty tekstu, po każdym rozdziale następuje podsumowanie w punktach. To wszystko sprawia, że poradnik jest czytelny, nie rozprasza uwagi i nie dekoncentruje, a czytelnik  może się skupić tylko na zawartych w nim treściach.

Zapomniałam wspomnieć, że książka zawiera mini test IO, a także zestaw ponad trzydziestu różnorakich ćwiczeń, które pomogą nam je rozwinąć.  Część z nich jest naprawdę trudna i wymaga spędzenia przy nich sporo czasu, którego w wakacje na pewno nikomu nie brakuje. ;)

A i jeszcze mam tu dla Was bardzo interesującą rzecz:

„Twój mózg posiada naturalną i nieuświadomioną zdolność przewidywania przyszłości. Nieświadomie przetwarza najróżniejsze rodzaje informacji – wiele z nich wyczuwa intuicyjnie. Im lepiej nauczysz się dostrzegać otaczające się bodźce, tym większa ilość danych wzbogaci twój system przewidywania. Jednocześnie tym większa będzie dokładność twoich prognoz. Stanie się to twoim intuicyjnym szóstym zmysłem. „ 
To raczej potwierdza to, co już kiedyś słyszałam, że każdy z nas ma ukryte w sobie swego rodzaju zdolności mediumiczne, jednak mała ilość osób zdaje sobie z tego sprawę. Zainteresowanych tym, jak je odkryć i rozwinąć, zapraszam do sięgnięcia po książkę.

Poradnik był bardzo ciekawą lekturą, obfitującą w wiele zajmujących treści. Polecam go gorąco wszystkim. To niezbędny podręcznik, dzięki któremu uda się Wam odkryć i rozwinąć wiele nowych i przydatnych umiejętności.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Edgard.


środa, 8 sierpnia 2012

Władca wilków - Juraj Červenák


Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Tytuł oryginału: Vladca Vlkov
Przekład: Agata Mickiewicz-Janiszewska
Seria: Czarnoksiężnik
Tom: 1
Rok I wydania zagranicznego: 2009
Rok I wydania polskiego: 2012
Ilość stron: 368


Awarowie zabrali mu wszystko to, co najbardziej kochał. Od tamtej pory Rogan poprzysiągł im krwawą zemstę. Walczył na wojnach i przyczynił się do rozbicia imperium wroga. Teraz zostały tylko Krwawe Psy – najbrutalniejszy, nieznający strachu oddział. Rogan ściga ich w mrocznych lasach położonych za Hronem. Jego celem jest Kirt – kryjówka Awarów. Dotarcie do niej to jednak nie łatwizna, bo nikt dokładnie nie wie, gdzie się znajduje. Los stawia na drodze wojownika wiedźmę Mirenę, która postanawia pomóc mu osiągnąć cel. Czy im się to uda? Czy tylko we dwójkę dadzą sobie radę z całą armią? A może dołączy do nich ktoś jeszcze?

„Władca wilków” przenosi w czasy dawnych wierzeń, obrzędów pełnych magii, bóstw, którymi żądzą ludzkie namiętności i pragnienia.

Książka ma wielka siłę oddziaływania na wyobraźnię i podświadomość. Nie zdawałam sobie z tego do końca sprawy, dopóki wydarzenia w niej zawarte nie przyśniły mi się w nocy! To był naprawdę piękny sen, pełen wyrazistych barw i dzikiej przyrody. Przedstawiał zawarty w powieści świat bogów, który szczerze mówiąc spodobał mi się najbardziej. Należy w tym miejscu pochwalić autora za wyraziste i plastyczne opisy, których w powieści nie brakowało.

Fabuła została bardzo dobrze nakreślona. Wydarzenia wciągały, nie chciało się od nich oderwać. Niektóre rzeczy udało mi się przewidzieć, ale nie miało to specjalnie wpływu na zakończenie, stanowiło tylko jego ułamek.

Momentami wydawało mi się, że postaci używają zbyt współczesnego języka, jak na tamte czasy. Udało mi się jakoś do tego przyzwyczaić, choć na początku nie było to łatwe, a niektóre odzywki wręcz mnie irytowały.

Rzadko mi się to zdarza, ale w tej powieści żaden bohater tak naprawdę nie przypadł mi do gustu na tyle, żebym drżała o jego los i ekscytowała się tym, co robi. Wszystkie postacie były mi raczej obojętne. Nie wiem, dlaczego tak się stało, może dlatego, że, jak dla mnie, ich charaktery były raczej dosyć schematyczne, a czyny przewidywalne. Chodzi tu też o to, że gdy na przykład wyznawali swoje motywy, które sprawiają, że ścigają Awarów, to to, co mówili zawsze było prawdą i z góry wiedziało się potem, jak będą postępować. Zdecydowanie za dużo szczerości…  Jedynie Morena ( nie mylić z Mireną!) mnie zafascynowała, ale niestety pojawiła się na krótko.

Jednak sposób, w jaki skonstruowana jest cała historia i świetnie wykreowana boska kraina, o czym już wcześniej wspominałam, całkowicie nadrabiają inne drobne braki.

Należy jeszcze zwrócić uwagę na idealny rozmiar czcionki. We wszystkich książkach właśnie taka powinna być używana. To prawdziwa przyjemność dla oczu.

Podsumowując, „Władca wilków”, to bardzo interesująca powieść z gatunku fantasy, wykorzystująca w tle także historyczne wydarzenia. Ma w sobie klimat niezapomnianej „Starej baśni”, a przy tym jest nowatorska i oryginalna. Cieszę się, że to tylko wstęp do kolejnych tomów i mam nadzieje, ze ukarzą się one szybko, bo naprawdę mam na nie ochotę. „Władcę…” mogę polecić, jako miłą odmianę, zarówno miłośnikom książek fantastycznych, jak i innym czytelnikom, którzy szukają nowych wrażeń.  

Moja ocena:
>>5/6<<

Za możliwość przeczytania książki dziękuję serdecznie Instytutowi Wydawniczemu Erica.





poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Studnia bez dnia - Katarzyna Enerlich

Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 248


Bardzo lubię Toruń i jego zabytki, ale nie przypuszczałam, że może być aż tak tajemniczy. Za sprawą nowej książki Katarzyny Enerlich udało mi się tymczasem spenetrować zakątki Torunia w zupełnie nowej płaszczyźnie. Już sam początek powieści  zapowiada nietuzinkową fabułę. Trzydziestoletnia Marcelina zostaje wdową w wyniku nieprawdopodobnego splotu okoliczności, którego nie zdradzę, bo odbiorę całą przyjemność lektury tego błyskotliwego, acz tragicznego wstępu do jej przygód. W konsekwencji powyższego jest zmuszona rozpocząć nowe życie. Nowe mieszkanie. Nowa praca. Nowi znajomi. A w tle historia – legenda o toruńskim kupcu Martinusie Teschnerze, który obdarowywał swoje kochanki wspaniałymi pierścieniami. Wokół jednego z nich, z oczkiem z cennego rubinu toczy się fabuła powieści. Owiany legendą opowiadaną przez przyjaciółkę Marceliny, przewodniczkę turystów zwiedzających zabytki Torunia, zostanie pewnego dnia odnaleziony przez główną bohaterkę w trzynastowiecznej studni. A że studnia odkryta zostanie nagle w rzeźbiarskiej pracowni to tylko dodatkowy smaczek (oparty n a faktach). Nawet z kryminalnym wątkiem w tle……
A jak to wszystko się stało i jak to stać się mogło -  doczytajcie sobie sami.  

Autorka ma rzeczywiście niebywale lekkie pióro i tak zwana fantazję historyczną. Książka pełna jest błyskotliwych dialogów, ciętych ripost, nagłych zwrotów akcji, realistycznych opisów klimatycznych miejsc w Toruniu. a wspomniane opisy bardzo działają na wyobraźnię, szczególnie osób wrażliwych na piękno starych przedmiotów, bibelotów, czyli inaczej- ludzi  pochylających się ze wzruszeniem nad każdym zakurzonym rupieciem .  Autorka umie budować nastrój chwili, co pozwala jej wyczarowywać historie w oparciu o spojrzenie na przedmiot typu obraz, książka, pod warunkiem oczywiście, że są odpowiednio stare.  Powyższe połączone ze sporą dawką wiedzy czysto historycznej jest wykorzystane przy swobodnym kreowaniu zdarzeń przeszłych i teraźniejszych. Oczywiście, fikcja miesza się z prawdą, mit z faktem. Fabuła okraszona jest elementarną  znajomością psychologii kobiet. 
W ten  oto sposób powstała historyjka o dzielnej młodej wdowie, która niczego się nie lęka i daje sobie radę w okolicznościach, w jakich przyszło jej żyć.  Przy czym wcale nie marzy o tym, żeby zawiesić się na jakimś kolejnym  mężczyźnie, a poza tym jest bardzo wspaniałomyślna (sprawdźcie, dlaczego tak sądzę).

 Błyskotliwość narracji i naprawdę dobre dialogi powodują, iż należy tę powieść polecić szczególnie na wakacyjny lekki i beztroski czas.
Historyczne wycieczki, jakie czyni autorka ,w konsekwencji przyjęcia za kanwę opowieści faktów i mitów z przeszłości Torunia, nakazują wręcz sięgnąć po inne powieści Katarzyny Enerlich, których jak dotąd nie czytałam. Szczególnie wiele obiecuję sobie po trylogii „Prowincja” dotykającej, jak sadzę, problematyki historii Mazur.

Moja ocena:
>>5/6<<

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG. 


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Uwaga!

Wszystkie teksty zawarte na niniejszym blogu chronione są prawem autorskim [na mocy: Dz.U.1994 nr24 poz.83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994r o prawie autorskim i prawach pokrewnych]. Kopiowanie treści, choćby fragmentów oraz wykorzystywanie ich w innych serwisach internetowych, na blogach itp itd wymaga pisemnej zgody autorki bloga.