Wydawnictwo:
Esprit
Przekład:
Edyta Panek
Rok
wydania zagranicznego: 2008
Rok
wydania polskiego: 2011
Ilość
stron: 477
Ocena:
5/6
Jest rok 1624. W małej, spokojnej,
niemieckiej mieścinie Schongau wyłowione zostaje z rzeki ciało dwunastoletniego
chłopca. Rany kłute wskazują, że został on zamordowany. Na jego plecach
wymalowany został tajemniczy symbol, który każe mieszkańcom miasteczka myśleć,
że za zbrodnię odpowiedzialna jest czarownica. Szybko zaczynają mnożyć się
podejrzenia, kilka zgodnych głosów stwierdza, że widziało ofiarę w domu
akuszerki Marty Stechlin w wieczór przed zabójstwem. Rozwścieczony tłum wpada
do domu podejrzanej z zamiarem odwetu. Przed gniewem tłumu ratuje ją kat Jakub
Kuisl, jednak zmuszony jest zaprowadzić kobietę do więzienia. Wkrótce potem
giną kolejne dzieci oraz następuje seria makabrycznych wypadków, która
utwierdza ludność w przekonaniu, że Stechlinowa powinna spłonąć na stosie. Tylko
Kuisl i jego rodzina nie wierzą w jej winę. Czy uda im się znaleźć prawdziwego
mordercę i uratować Martę przed torturami i straszną śmiercią? Kogo jeszcze
weźmie sobie na celownik diabeł, szalejący w Shongau?
„Córka
kata” to debiutancka powieść Olivera Pötzsch’a. Inspiracją dla autora były dzieje
jego własnych przodków, postacie Jakuba Kuisl’a, jego żony, dzieci są
autentyczne. To nadało całej historii realizmu, aczkolwiek jak autor sam
podkreśla jest ona jedynie wytworem jego wyobraźni. Niemniej życie mieszkańców
miasta bardzo mnie zainteresowało. Podobały
mi się liczne opisy, które wprowadzały czytelnika w zwyczaje i codzienność
ludzi z tamtych czasów. Pomimo tego, że treść jest dość obszerna, to nie
pamiętam żadnych momentów, gdzie czytanie by mnie nużyło. Moim zdaniem świetnie
została wykreowana postać kata Jakuba Kuisl’a. Bardzo ciekawe były jego
rozterki moralne związane z przesłuchiwaniem niewinnej Stechlinowej. Niestety
już po kilkunastu stronach domyśliłam się, kto jest odpowiedzialny za zamieszki
w mieście. Potem moje podejrzenia potwierdziły się. Cóż, nie zawsze zakończenie
musi się równać zaskoczeniu, zwłaszcza jeśli powieść jest bardziej historyczną
niż sensacyjną.Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z ta powieścią, jestem też pewna, ze za jakiś czas do niej wrócę, a to dzięki urokowi, jaki stwarza podczas czytania oraz niezwykłemu wręcz magnetyzmowi. Tymczasem polecam ją gorąco wszystkim – nie zawiedziecie się!
Przypominam o KONKURSIE!