środa, 29 lutego 2012

Podsumowanie stycznia + stos :)

W tym miesiącu przeczytałam w sumie 5 książek. Nie jest to może jakiś fenomenalny wynik, ale biorąc pod uwagę ilość nauki, jaką teraz mam, to jestem zadowolona. 
1. Dziennik rumowy - Hunter S. Thompson RECENZJA
2. Stokrotki w śniegu - Richard Paul Evans RECENZJA
3. Krucha jak lód - Jodi Picoult RECENZJA
4. Pożeracz snów - Bettina Belitz RECENZJA
5. Drużyna Pierścienia - J.R.R. Tolkien (recenzja wkrótce)


Książki z wyzwania Murakami: 0


Za najlepszą książkę miesiąca uznaję Dziennik rumowy.


W lutym odbył się także konkurs, którego zwyciężczynią została Blueberry. 


A teraz czas na stos zgromadzonych w minionym miesiącu książek.


 - 

Jestem bardzo szczęśliwa, bo udało mi się trafić na świetne wyprzedaże.
1. Stokrotki w śniegu - R.P. Evans - prezent od Taty
2. Norwegian wood - Haruki Murakami - na wyprzedaży w Media Markcie
3. Franky Furbo - William Wharton - antykwariat w Białymstoku
4. Na nieznanych wodach - Tim Powers - antykwariat w Białymstoku
5. Mistyfikacja - Harlan Coben - wyprzedaż w Madia Markcie
6. Zapach spalonych kwiatów - Melissa de la Cruz - wyprzedaż w Realu
7. Nie jestem seryjnym mordercą - Dan Wells - empik
8. Pożeracz snów - Bettina Belitz - wyprzedaż w Realu
9. Uciekinierzy - Robert Muchamore - antykwariat w Białymstoku
10. Ręka Fatimy - Ildefonso Falcontes - wyprzedaż w Media Markcie
11. Bastion - Stephen King - empik
12. Dziedzictwo t. 2 - Christopher Paolini - prezent urodzinowy

13. Peonia - Pearl S. Buck - prezent urodzinowy od Taty (nie ma na zdjęciu, bo właśnie czytam) 

Naprawdę zebrało się sporo książek, ale jak widziałam jakąś przecenioną o 50-70% to nie mogłam się powstrzymać, żeby jej nie kupić. :)

czwartek, 23 lutego 2012

Pożeracz snów - Bettina Belitz

Tytuł oryginału: Splitterherz
Wydawnictwo: Znak emotikon
Rok wydania zagranicznego: 2010
Rok wydania polskiego: 2011
Ilość stron: 506
Ocena: 5/6



Zaczyna się jak większość powieści tego typu. Ellie, mimo że nie chce opuszczać miasta, jest zmuszona przeprowadzić się z rodzicami na wieś i zacząć naukę w nowej szkole. Już pierwszego dnia pobytu podczas spaceru nad stawem dostrzega jeźdźca na czarnym koniu, który wyłania się z bagna... "Jozin z bazin" - skojarzyło mi się od razu z piosenką.    Cóż, początek dosyć płytki i miałam duże obawy, że tak będzie dalej, ale jednak opowieść mnie pozytywnie zaskoczyła. Nasza bohaterka poznaje przypadkiem tajemniczego karatekę o imieniu Colin, który zawraca jej w głowie. Pewnego dnia, gdy odwozi ją do domu dochodzi do spięcia między nim, a jej ojcem. Na jaw wychodzą mroczne tajemnice z przeszłości. Rodzice kategorycznie zabraniają Ellie spotykać się z nowym chłopakiem, jednak ona jest nieugięta. Na trop szczęśliwej pary wpada dawny wróg Colina, który chce zniszczyć ich miłość. Czy mu się to uda? Czy uczucie Ellie i Colina przetrwa? Tego dowiecie się tylko sięgając po tę książkę. 


W literaturze miałam już do czynienia z wampirami, wilkołakami, elfami, aniołami, upadłymi aniołami, nefilami, archaniołami,  hybrydami a nawet lisołakami, a jednak po raz pierwszy zetknęłam się ze zmorami, kambionami i półdemonami, których głównym pożywieniem są ludzkie sny. Jest to interesujące doświadczenie, cieszę się, że autorka wysiliła się na oryginalność w kwestii potworów gnębiących biedną Ellie.  
Na początku czytania bardzo bawił mnie fakt, że bohaterka potrafiła zasnąć w dowolnym czasie i miejscu, nawet jeśli groziło jej niebezpieczeństwo. Od razu postawiłam fachową diagnozę - narkolepsja! Nadal nie wiem, czemu takie zasypianie miało służyć, zdaję sobie sprawę, że książka opowiada między innymi o potędze marzeń sennych, jednak jak dla mnie wystarczyło, że Ellie śniła w nocy. Skoro już jesteśmy przy jej snach uważam, że każdy wnikliwy czytelnik szybko domyśli się, że niemowlę nawiedzające jej sny to Colin. To od razu się rzuca w oczy, tylko bidulka Ellie musiała do tego dochodzić pół książki... Ech,  no cóż odrobinę to naciągane. Jednak po jakimś czasie Ellie zdobywa moją sympatię, pomimo, że jest trochę gapowata (ale to można zwalić na nadmiar snu :), to jest przecież najlepszą uczennicą w szkole, posiada trochę inteligencji i sprytu, który pomaga jej oszukiwać rodziców, a przede wszystkim jest wielką fanką Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka tak jak (przyznaję się bez bicia) ja. Trochę tylko rozczarowuje fakt, że na końcu tak łatwo daje za wygraną, pomimo tego ile walczyła o swoje szczęście w trakcie całej powieści. Z drugiej strony można uznać, że dojrzała do podjęcia trudnej decyzji i nauczyła się wreszcie spoglądać na życie trzeźwo, a nie przez różowe okulary. 


Akcja dzieje się w otoczeniu pięknych, niemieckich lasów. Mi bardzo podobał się fakt, że bohaterowie żyli jakby w odosobnieniu, z dala od zgiełku, tłoku i ścisku miasta. Otaczały ich piękne, dzikie łąki, stare, dostojne bory i ich zwierzęcy mieszkańcy. Przypadł mi bardzo do gustu domek i profesja Colina, oraz jego hobby. Czytało mi się bardzo dobrze ze względu na to, że  nie ma żadnych zbędnych, przydługich scen, wszystko toczy się gładko aż do samego końca, który obfituje w zaskakujące wydarzenia. Niespodzianką był brak happy endu, ale sądzę, że tak jest lepiej i dzięki temu powieść nabrała odrobiny realizmu. Choćbyśmy nie wiem jak chcieli, to związek Ellie i Colina i tak nie miał szans przetrwać próby czasu. Najlogiczniejszym zatem wyjściem było to, co się zdarzyło, jednak coś mi mówi, że szykuje się następna część, gdyż wiele wątków nie zostało do końca rozwiązanych. 


Zachęcam wszystkich do przeczytania tej powieści, gdyż jest doskonałym czytadłem pozwalającym oderwać się od pracy, wciąga bez reszty i czasami człowiek ma wrażenie, jakby żył na wsi razem z bohaterami i uczestniczył w ich przygodach.  Polecam, naprawdę warto! 

niedziela, 19 lutego 2012

Krucha jak lód - Jodi Picoult

Tytuł oryginału: Handle with care
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania zagranicznego: 2009
Rok wydania polskiego: 2010
Ilość stron: 613
Ocena: 3/6


Z okładki:
Rodzice oczekujący narodzin dziecka mają tylko jedno życzenie: żeby było zdrowe. Nie musi być idealne. Charlotte i Sean O’Keefe – małżeństwo z kilkuletnim stażem – także wybraliby zdrowie dla swojego dziecka. Niestety, kiedy na świat przychodzi ich młodsza córka Willow, okazuje się, że cierpi na rzadką chorobę genetyczną objawiającą się niezwykłą łamliwością kości. Ich życie staje się pasmem bezsennych nocy, rosnących długów, współczujących spojrzeń innych rodziców i, co może najgorsze, nieustannego rozpamiętywania: co by było gdyby? Gdyby o chorobie Willow było wiadomo odpowiednio wcześnie? Gdyby urodziła się zdrowa?
Ciążę Charlotte prowadziła jej najlepsza przyjaciółka – Piper. Po jednym z niewinnych upadków Willow, który kończy się złamaniem obu kości udowych, Charlotte i Sean szukają pomocy u prawnika. Ten doradza im wytoczenie Piper procesu o błąd w sztuce lekarskiej… Wygranie sprawy gwarantowałoby rodzinie odszkodowanie, a co za tym idzie, lepszą opiekę nad córką. Jest tylko jedno ale – matka musi przyznać, że usunęłaby ciążę, gdyby wiedziała o chorobie córki. Czy zdecyduje się na taki krok? Jak wiele poświęci z miłości do dziecka?



Czytelnik poznaje historię z punktu widzenia kilku głównych bohaterów. Łatwo dowiedzieć się, kto w danej chwili opowiada, gdyż kolejne rozdziały tytułowane są ich imionami. Jednakże po jakimś czasie zastanawia fakt, że nigdy o wydarzeniach i swoich przeżyciach nie opowiada Willow. Relację zdają jej bliscy, a przypomina to trochę jakby zwracali się do niej w liście. Dodatkowo w fabułę wplecione są przepisy kulinarne, które uatrakcyjniają ten nietypowy styl pisania. 


Akcja toczy się szybko, wszystko jest dokładnie dopasowane, brak jakichkolwiek zbędnych zdań. Przypadek Willow zaciekawia zarówno pod względem  medycznym jak i prawnym. Dodatkowo czytelnik zostaje świadkiem problemów jej starszej siostry, która ucieka się do wymiotów, samookaleczeń i kradzieży, aby zapanować nad bólem wewnętrznym, spowodowanym brakiem zainteresowania ze strony rodziców, chorobą siostry oraz świadomością, że nie może nic zrobić by jej pomóc. 


To, co do tej pory napisałam powinno dać powieści szansę na wysokie noty, więc dlaczego oceniłam ją tylko na 3?


Otóż, całkowicie nie podobało mi się zakończenie. Wyglądało to z jednej strony trochę tak jakby autorka nie wiedziała już, co ma napisać by książka nie skończyła się za dobrze. Z drugiej strony była to także próba potwierdzenia za wszelką cenę pewnej myśli:
"Żyjemy w dużych domkach dla lalek kompletnie nieświadomi tego, ze w każdej chwili może pojawić się wielka dłoń i zmienić wszystko, co nas otacza, wszystko, do czego jesteśmy tak przywiązani."  
Moim zdaniem lepiej by było, gdyby Willow zginęła po incydencie w łazience. Wtedy można by to uznać jako karę za zachłanność jej matki, a tak to mamy mniej więcej taki morał: pieniądze nie dają szczęścia, nie zapewniają bezpieczeństwa i nie chronią od przeznaczenia. Jednakże czytając dokładnie doszłam do wniosku, że znając fascynację swojej córki, Charlotte nie powinna puszczać jej samej na dwór, zwłaszcza, że już kiedyś o mały włos nie skończyło się to tragicznie... Zatem zastosowane rozwiązanie akcji w ogóle mi nie pasuje, choćby nie wiem jakie idee przekazywało, pozostaję zbulwersowana i zniesmaczona. 


Kolejną rzeczą której zamierzam się czepiać jest rzekoma wielka miłość Amelii i Adama. Można było przewidzieć, że związek na odległość prędzej czy później skończy się zerwaniem, jednak Amelia, która tak potrzebowała swojego chłopaka i w którym miała jedyne oparcie, po krótkim wybuchu żalu i rozpaczy jakoś szybko o nim zapomniała. Nie mówię, że powinna jechać do niego i próbować ratować to, co ich łączyło, w końcu miała dopiero 11 lat, jednak na moje oko dość łatwo się otrząsnęła i zapomniała o całej sprawie. Może szukam dziury w całym, bo tak na dobrą sprawę w tym wieku nie można mówić o poważnych związkach, a dla bohaterów mogła to być tylko zabawa i  odskocznia od trudnej codzienności, nie zaś prawdziwe uczucie, jednak jak dla mnie ten wątek był trochę za płaski i zbagatelizowany. 


Wiem z wielu źródeł że Krucha jak lód zbiera zazwyczaj same pozytywne oceny i opinie. Zastanawiam się czy tylko ja mam po niej takie przykre wrażenia... Chętnie zapoznam się z Waszym zdaniem na jej temat.  Pomimo wad, które dostrzegłam, zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnych poglądów, gdyż powieść jest bardzo dyskusyjna i porusza bieżące tematy natury moralnej. 


Przypominam o konkursie!

środa, 15 lutego 2012

Stokrotki w śniegu - Richard Paul Evans

Tytuł oryginału: The Christmas List
Wydawnictwo: Znak litera nova
Rok wydania zagranicznego: 2009
Rok wydania polskiego: 2011
Ilość stron: 282
Ocena: 5+/6


Cóż mogę powiedzieć? Jeśli napiszę cokolwiek o fabule tej książki to zdecydowanie zaburzę wszystkim, którzy potem po nią sięgną sens czytania. Powinniście wiedzieć iż jest to powieść pełna nadziei i wiary w ludzką przemianę. Ukazuje jak przypadek może zmusić nas do refleksji nad naszym postępowaniem i odmienić nasze życie na lepsze. 


Często ludzie nie zastanawiają się nad tym, jaką droga podążają do wyznaczonego celu. Nie myślą o tym, czy ranią innych, czy wykorzystują ich dla własnych korzyści. Głównemu bohaterowi pewien przedwczesny osąd i jego następstwa pomogły uświadomić sobie własne błędy. Zmusiły go do zastanowienia się nad swoim postępowaniem i do wyciągnięcia przykrych wniosków. Dzięki temu mógł zacząć rehabilitować się w oczach innych i wynagradzać wyrządzone im dawniej krzywdy. Jednakże było już za późno by pomóc wszystkim. 


Powieść czyta się bardzo szybko. Na początku denerwowały mnie mało rozbudowane dialogi i płaski język  jednak w miarę rozwijania się akcji przestało mi to przeszkadzać, więc nie zrażajcie się! Koniec był emocjonujący, obfitował w liczne wzruszenia, nie obyło się bez paru łez. Ostatnio coś za dużo popłakuję nad książkami. 


To naprawdę piękna opowieść z przesłaniem, głoszącym, że każdy zasługuje na drugą szansę, którą z powodzeniem można nazwać współczesną opowieścią wigilijną.


Jest wspaniałą lekturą na zimowe wieczory, polecam ja wszystkim bardzo gorąco, wierzcie mi - naprawdę warto. Ja na pewno sięgnę jeszcze po inne pozycje Pana Evansa. Jeśli ktoś już czytał Stokrotki w śniegu, proszę podzielcie się wrażeniami. 


Przypominam o konkursie

niedziela, 12 lutego 2012

Dziennik rumowy - Hunter S. Thompson

Tytuł oryginału: The Rum Diary
Rok wydania: 1998
Rok wydania polskiego: 2010
Wydawnictwo: niebieska studnia
Ilość stron: 238
Ocena 5/6


Zastanawialiście się kiedyś jak to jest nie mieć na ziemi własnego miejsca a dobytek całego życia móc zmieścić w dwóch marynarskich workach?


Poznajcie Paula Kempa, młodego dziennikarza, który przybywa do San Juan, aby pracować dla podupadającej gazety "Daily News". Jeszcze podczas lotu samolotem wpada mu w oko piękna blondynka. Kim jest dziewczyna, która podróżuje sama w tak odległe tereny? 
San Juan okazuje się być miejscem, gdzie przytułek znajdują życiowi wykolejeńcy, wariaci, alkoholicy i marzyciele, do których należy także nasz bohater. Jego rodowici mieszkańcy nie są zbyt przyjaźnie nastawieni do cudzoziemców, jednakże pomimo gorąca bójek i kłopotów z pracą Paul zaczyna zdawać sobie sprawę, że jest miejsce, w którym mógłby zapuścić korzenie i osiąść na stałe.  Czy tak się stanie dowiecie się tylko sięgając po tę powieść.


Dziennik Rumowy to książka częściowo autobiograficzna napisana w niezwykłym stylu, pełna komizmu językowego i sytuacyjnego, który sprawia, że dość leniwe życie Paula Kempa wciąga czytelnika od pierwszej strony.
Główny bohater pomimo pijaństwa wzbudza sympatię czytelnika, dzięki swojemu dość praktycznemu i racjonalnemu (do czasu) spojrzeniu na otaczająca rzeczywistość. 
Wydarzenia rozgrywają się na gorącej, pełnej słońca tropikalnej wyspie z rozległymi plażami, pięknym morzem i licznymi okazjami do zabawy i tańca. 
Początkowa sielankowość jest jednak myląca, ponieważ za tym wszystkim kryją się pragnienia bohatera, aby przestać się tułać i znaleźć w życiu bezpieczną przystań. 
Widzimy jego rozdarcie emocjonalne, gdyż wie, że wyspa nie nadaje się na stały dom, a jednak chce by się nim stała. 
Nieprzewidziane okoliczności i tragiczne w skutkach wydarzenia będą miały jednak znaczący wpływ na podjęte przez niego decyzje.


Z twórczością Huntera S. Thompsona zetknęłam się po raz pierwszy, jednakże bardzo mnie zaciekawił. Książka jest natury refleksyjnej, zmusza do zastanowienia się nad własnym życiem oraz naturą człowieka. Ukazuje, że każdy chce mieć miejsce, do którego mógłby z radością wracać.  Na początku zamieszczony jest piękny wiersz autorstwa Dark Eileen O'Connell z 1773 roku. 


Mój jeźdźcu o jasnych oczach,
co wydarzyło się wczoraj?
Myślałam w sercu głęboko,  
przynosząc Twe piękne szaty
 że świat nie zdoła Cię pokonać.

Z radością sięgnę po inne pozycje  tego pisarza, a pierwszą na pewno będzie Lęk i odraza w Las Vegas, o której słyszałam wiele pozytywnych opinii.
Z chęcią zapoznam się także adaptacja filmową Dziennika rumowego, gdzie w roli głównej można zobaczyć Johnnego Deppa, który z tego co się dowiedziałam był dobrym przyjacielem autora. 


Zachęcam wszystkich do sięgnięcia po tę powieść, gdyż naprawdę warto i nie jest to strata czasu. 




piątek, 10 lutego 2012

Moja biblioteczka

Moja biblioteczka w pokoju jest dosyć skromna, gdyż jest mały. Ostatnio wstawiłam sobie regalik, specjalnie na książki. A oto i on:
Książki układam na nim w dwóch rzędach. Na pierwszej półce zaś moje ulubione płyty. 


Na tej półce w pierwszym rzędzie są nowości, jak widać króluje na niej Murakami. A oto jej tył:


A teraz półka dolna, na której na przodzie układam książki z biblioteki. (Dwie powieści stojące w pionie od lewej są moje.)

Rząd tylny:

Książki anglojęzyczne układam na tak zwanej półce wystawnej na dużym regale.

A teraz Zakątek Kubusia Puchatka. :)

I półeczka przy łóżku. 

Oprócz tego chciałabym pokazać jeszcze moją biblioteczkę piwniczną, gdzie głównie trzymam książki już przeczytane i kolekcje.


^^ A to takie tam starocie, które znalazłam na strychu. Z tyłu mam kolekcję lektur z Gazety Wyborczej, ale nie chciało mi się wszystkiego wyjmować. 

A teraz moja ulubiona kolekcja, którą kompletował dla mnie Tata i tylko dzięki Niemu posiadam tak wspaniałe książki. Dziękuję!

A teraz czas na literaturę pozostała z mojego dzieciństwa, zdominowaną przede wszystkim Serią o Tomku, Anią z Zielonego Wzgórza, Serią o Mikołajku (której zapomniałam zrobić zdjęcie, ale ma swoją osobną półeczkę), Opowieściami z Narnii, Kubusiem Puchatkiem i różnego rodzaju bajkami.







To by było na tyle mam nadzieję, że się Wam podoba. 


Na zakończenie jeszcze dwa zaległe stosiki.

Stosik styczniowy


Stosik biblioteczny (pierwszy w tym roku)

Książki te przewijają się gdzieś na półkach, ale uznałam że dobrze by było pokazać je oddzielnie. 





środa, 8 lutego 2012

Kafka nad morzem - Haruki Murakami

Tytuł oryginału: Umibe-no Kafuka
Wydawnictwo: MUZA
Rok wydania zagranicznego: 2002
Rok wydania polskiego: 2007
Ilość stron: 624


Z okładki:


Piętnastoletni Kafka ucieka z domu przed klątwą ojca na daleką wyspę Shikoku. Niezależnie od niego podąża tam autostopem pan Nakata, staruszek analfabeta umiejący rozmawiać z kotami oraz młody kierowca z końskim ogonem lubiący hawajskie koszule. Ojciec Kafki zostaje zamordowany i wszystkich trzech poszukuje policja. Po spotkaniach z zakochaną w operach Pucciniego kotką Mimi, Johnniem Walkerem i innymi fantastycznymi postaciami bohaterowie trafiają w końcu do tajemniczej prywatnej biblioteki, w której czas się zatrzymał. Nocami odwiedza ją duch młodziutkiej dziewczyny w niebieskiej sukience…


Wspaniała, pełna klimatu powieść o dorastaniu, nauce samodzielności, odpowiedzialności za drugiego człowieka a także o dojrzewaniu do miłości. Tak jak poprzednie powieści tego autora jest pełna melancholii, wydarzenia przedstawione są w specyficzny sposób, jakby czas dla bohaterów biegł znacznie wolniej. 


Stopniowo dowiadujemy się coraz więcej a wszystko, nawet z pozoru nie mające związku opowieści, łączy się ze sobą w jedną całość dając niesamowitą historię. W pewnym sensie jest to bajka, z której możemy wyciągnąć morał (trzeba tylko dostrzec go w odpowiednim momencie).


Mi najbardziej przypadł do gustu Pan Nakata. Pomimo swojej nieporadności jako jedyny jest obdarzony nadprzyrodzonymi talentami, które pomagają mu w życiu. Nasuwa się tutaj wniosek, że aby coś zyskać, musimy coś stracić. - A to tylko jedna z nauk, w które obfituje ta powieść. 


Jest to także opowieść o samotności, próbie ułożenia sobie życia po śmierci ukochanych osób i pogodzenia się z przeszłością. 


„-Wszyscy ciągle tracimy różne ważne dla nas rzeczy - mówi, gdy telefon milknie. - Ważne okazje, możliwości, doznajemy uczuć, których nie da się odwrócić. Na tym między innymi polega znaczenie życia. Lecz w naszych głowach, przypuszczam, że to jest w naszych głowach, znajduje się niewielki pokój do gromadzenia takich rzeczy jako wspomnień. Na pewno wygląda jak pokój z księgozbiorem tej biblioteki. I żeby dokładnie poznać stan własnego serca, musimy ciągle katalogować zbiory w tym pokoju. Trzeba też tam sprzątać, wietrzyć, zmieniać wodę w wazonach z kwiatami. Innymi słowy, będziesz wiecznie żył we własnej bibliotece.” 


Ocena: 6/6


Bardzo polecam, książka na pewno Was nie rozczaruje. 
Jeśli ktoś już czytał, proszę podzielcie się wrażeniami. 



niedziela, 5 lutego 2012

Podsumowanie stycznia

W styczniu udało mi sie przeczytać aż 8 książek. Zawdzięczam to głównie dwutygodniowym feriom.


Za książke miesiąca uznaję Kafkę nad morzem (Haruki Murakami), której recenzja niebawem. Na drugim miejscu uplasowała się Złodziejka książek. (Markus Zusak).
Inne powieści przeczytane w tym miesiącu to:
- Chata (William P. Young) - 2/6
- Cyfrowa twierdza (Dan Brown) - 4/6
- Walka o ogień (J.H. Rosny) - 4/6 - Powieść z czasów pierwotnych, opowiadająca o losach plemienia, które w wyniku napadu wrogów utraciło ogień. Na poszukiwania wyrusza 3 wojowników. Opowieść pełna jest przygód oraz obszernych opisów potęgi przyrody. Czyta się przyjemnie,bardzo dobra na leniwy wieczór.
- Moje życie z Mozartem (E.E. Schmitt) - 2/6 - Bioograficzny opis przeżyć autora związanych z muzyką klasyczną. Tylko dla fanów jego twórczości.
- Fonsito i księżyc (Mario Vargas Llosa) - 3/6 - Krótka bajeczka o miłości. Urocze, dobre na prezent.
- Kiki van Beethoven (E.E. Schmitt) - 3/6 - Dzieli się na dwie części - opowiadanie i wspomnienia autora. Przeczytałam tylko opowiadanie (przypadło mi do gustu, stanowi swoistą pochwałę muzyki), zaś wspomnień nie dałam rady (są w identycznym stylu, co te z Moje życie z Mozartem, a ja nie miałam ochoty na powtórkę z rozrywki).


Muszę się pochwalić, że dołączyłam do akcji wyzwanie Murakamiego i zamierzam przeczytać w tym roku co najmniej 7 jego powieści. Po Kafce nad morzem zostało mi już tylko 6.

piątek, 3 lutego 2012

Chata - William P. Young

Tytuł oryginału: The Shack
Wydawnictwo: Nowa Proza
Rok wydania zagranicznego: 2008
Rok wydania polskiego: 2009
Ilość stron: 280




Sięgnęłam po tę książkę skuszona wieloma pozytywnymi opiniami i komentarzami, jakie swego czasu obiły się o moje uszy i muszę przyznać, że jestem... zawiedziona. 

Po bardzo dobrym, wciągającym początku akcja stała się nudna i wręcz żenująca. Musiałam się naprawdę bardzo zmuszać, żeby mówiąc kolokwialnie, domęczyć ją do końca. Wszystko było tam takie słodkie, cukierkowe, przerysowane. 

Jedynym czynnikiem, który sprawił, że nie rzuciłam tej powieści w kąt, było zapewnienie we wstępie, że historia jest autentyczna. Jednak w posłowiu, autor przyznał się, że to tylko wyssana z palca bujda. Przyznam, że trochę mnie to wkurzyło i zburzyło cały sens czytania.

Wracając do treści muszę z przykrością stwierdzić, że nie znalazłam w tej powieści żadnej prawdziwie głębokiej myśli. Nie przekonuje mnie tez postawa głównego bohatera, który po krótkim weekendzie spędzonym chacie z Bogiem, jest w stanie miłosiernie wybaczyć wszystkie swoje krzywdy. 

No cóż może jestem człowiekiem małej wiary, jednak zdecydowanie odradzam tę książkę, gdyż jak dla mnie była to tylko strata czasu.

 Ocena: 2/6


Jakie są Wasze odczucia?

czwartek, 2 lutego 2012

Złodziejka książek - Markus Zusak

Tytuł orginału: The Book Thief
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania zagranicznego: 2005
Rok wydania polskiego: 2008
Ilość stron: 495




Z okładki:


Rok 1939. Dziesięcioletnia Liesel mieszka u rodziny zastępczej w Molching koło Monachium. Jej życie jest naznaczone piętnem ciężkich czasów, w jakich dorasta. A jednak odkrywa jego piękno - dzięki wyjątkowym ludziom, których spotyka, oraz dzięki książkom, które kradnie. Od momentu wydania powieść znajduje się na szczycie listy bestsellerów „The New York Timesa”. Zyskała również ogromne uznanie krytyki literackiej.




Po wielu pozytywnych recenzjach i opiniach, które o niej słyszałam, a także po długim czasie oczekiwania, aż pojawi się w bibliotece wreszcie udało mi się ją dorwać i przeczytać. Muszę przyznać, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Czytało się szybko, ale na pewno nie lekko. Książka dała mi inne spojrzenie na II wojnę światową i Niemcy. Takiej powieści jeszcze nie czytałam. Jest jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna, a także niezwykle klimatyczna, dzięki nietypowej narracji. (O historii głównej bohaterki opowiada Śmierć.) Na końcu nie obyło się bez kilku łez. Czułam się rozbita, co już od dawna się nie zdarzyło. Potem jeszcze przez kilka dni dochodziłam do siebie. Nie umiem dokładnie podać przyczyny tego stanu. Powieść skończyła sie tragicznie dla większości bohaterów, jednak czytałam już wiele innych smutnych i przejmujących książek i nie czułam sie tak źle. Można powiedzieć, że pozostawiła ona po sobie pustkę w moim sercu i dlatego jest mi tak trudno znaleźć słowa, by ją skomentować. Czy Wy także czuliście się po niej podobnie?


Przychodzi mi  na myśl  tylko jeden cytat podsumowujący:
„Drobna uwaga. Na pewno umrzecie.”
Ocena: 5+/6

środa, 1 lutego 2012

Stosik grudniowy :)



To właśnie moje grudniowe zdobycze. Od góry widzicie:
1. Po zmierzchu (Haruki Murakami) - prezent świąteczny od Rodziców
2. Dom Kalifa. Rok w Casablance (Tahir Shah) - prezent mikołajkowy od mojej siostry Julci
3. Fajnie być samcem (Dmitrij Strelnikoff) - Prezent świąteczny dla Taty, który potem zabrałam do moich zasobów, coby się gdzieś nie zapodział :)
4. Córka konkubiny (Pai Kit Fai) - prezent świąteczny od Julci
5. Trylogia 1Q84 (Haruki Murakami) - prezent mikołajkowy, który zrobiłam sobie sama, jednakże zasponsorowany przez Babcię
6. Powrót do Missing (Abraham Verghese) - prezent świąteczny od Rodziców
7. Regulamin tłoczni win (John Irving) - prezent świąteczny od Rodziców
8. Dziedzictwo t. 1 (Christopher Paolini) - jeszcze jeden prezent spod choinki


Musze przyznać, że grudzień był bardzo owocny w książeczki.
Wszystkim moim cudownym Mikołajom dziękuję z całego serca, tak dobrze znacie mnie i mój gust, jesteście kochani! :*

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Uwaga!

Wszystkie teksty zawarte na niniejszym blogu chronione są prawem autorskim [na mocy: Dz.U.1994 nr24 poz.83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994r o prawie autorskim i prawach pokrewnych]. Kopiowanie treści, choćby fragmentów oraz wykorzystywanie ich w innych serwisach internetowych, na blogach itp itd wymaga pisemnej zgody autorki bloga.