Tytuł oryginału: Leaving my Beloved Children Behind
Wydawnictwo:
PROMIC
Przekład:
Krzysztof Bednarek
Ilość
stron: 217
Ocena: 6/6
Za
dużo nieszczęść jak na jedno życie – taka myśl nasunęła mi się podczas lektury
wspomnień japońskiego lekarza i naukowca Takashi’ego Nagai. Ten człowiek przez
swoją ciężką pracę nabawił się przewlekłej choroby popromiennej, a po wybuchu
bomby atomowej, która została zrzucona na Nagasaki 9 sierpnia 1945 roku, także
ostrej. W ich wyniku zachorował na białaczkę, anemię złośliwą i szpiczaka
mnogiego. Wychudł, powiększyła mu się śledziona, uciskając inne narządy i
narażając go na krwotoki wewnętrzne. Wybuch zabrał mu żonę, rodzinę,
przyjaciół, majątek i naukowy dorobek całego życia, u niego samego zaś
powodując rozległe poparzenia. Wcześniej zmarły jego dwie malutkie córeczki,
którym pomimo tego, że był lekarzem, nie
potrafił pomóc. Jednak, bez względu na wszystkie nieszczęścia, które go
spotkały, potrafił zachować niezachwianą wiarę w Boga. Jego „Listy…” to
świadectwo osoby głęboko wierzącej, której nie są w stanie złamać żadne
przeciwności losu, a także duchowy testament dla jego małych dzieci, które
wkrótce zostaną sierotami i będą szukały własnej życiowej drogi.
Pan
Nagai wiele słów w swej książce poświęca rozważaniom problemu sierot, których
liczba znacznie zwiększyła się po wojnie w Japonii. Zastanawia się, dlaczego
pomimo dobrych warunków uciekają one z sierocińców i wolą życie na ulicy w
zimnie i głodzie. Wspomina klasztor franciszkanów, założony przez Polaków, którzy
pomimo swego ubóstwa, dawali schronienie wszystkim osieroconym dzieciom, jakie
tylko napotkali i dzielili się z nimi ostatnią kromką chleba. Autor wie, że nie
pożyje już długo, ale kurczowo trzyma się życia, gdyż dręczy go obawa, co
stanie się po jego śmierci z ukochanymi dziećmi Kayano i Makoto. Stara się by
pozostały im jak najpiękniejsze wspomnienia, którymi będą mogły się pokrzepić,
gdy już zostaną same. Wie, że poza tym nie ma nic, co mógłby im po sobie
zostawić.
Czytelnika
zdumiewa, jak bardzo silna może być wiara. W sytuacji, gdy wielu już dawno
odwróciłoby się od Boga, pan Nagai zachowuje niezachwianą postawę i przekonania. Wierzy w to, że Bóg jest
miłością, który nie pragnie nieszczęścia ludzi i dla każdego człowieka wyznacza
ścieżkę, którą może kroczyć tylko z Jego
pomocą. Mężczyzna zawierza życie i zdrowie swych dzieci Bogu, jest przekonany,
że ochroni On je przed niebezpieczeństwem i będzie im podporą w trudnych
sytuacjach. Jednocześnie udziela im rad, dotyczących życiowych postaw, dzięki
którym łatwiej im będzie po śmierci dostąpić Zbawienia.
„Listy
do dzieci” są także zapisem dobroci i bezinteresowności ludzkiej. Kiedy autor i
jego rodzina tracą cały dobytek, przyjaciele budują dla nich drewniana chatkę i
wyposażają ich w najpotrzebniejsze sprzęty. Ciocie szyją dla dzieci ubranka,
wujkowie odwiedzają wszystkie szkoły w regionie w poszukiwaniu najlepszej.
Zakonnice, zakonnicy i ludzie dobrej woli zakładają sierocińce i szkoły dla opuszczonych
dzieci. Dobre uczynki przejawiają się także w najprostszych aspektach życia
codziennego, kiedy to Makoto, pomimo nawału nauki, opiekuje się dzieckiem
sąsiadki, a Kayano niesie ojcu przez całą długą drogę do domu kubek soku, który
dostała w szkole na podwieczorek i który tak bardzo jej smakował, gdy upiła
łyk, że chciała się tym uczuciem podzielić ze swoim Tatą.
Nagasaki
to miasto sierot, w którym każdy kogoś stracił. Dzieci rodziców, rodzice
dzieci, rozdzielone zostały rodzeństwa, kochające się pary, przyjaciele.
Pozostali poorani bliznami ludzie, których rany sięgają znacznie głębiej poza
cielesną powłokę. I to oni teraz muszą odbudować miasto ze zgliszczy. Są
krzakiem róży, który wyrasta na popiołach i z roku na rok rodzi coraz
piękniejsze kwiaty.
Kiedy
sięgnęłam po „Listy…” pomyślałam sobie, że z taką cienką książeczką uporam się
w jeden dzień. Myliłam się. Lektura zajęła mi ponad tydzień, a to ze względu na
obfitujące przy niej emocje i wzruszenia, które musiałam sobie stopniować. Nie
jest łatwo czytać zapiski świadka tak potwornej katastrofy, jednak każda minuta
spędzona z tą książką jest niezwykle cennym, niezapomnianym przeżyciem.
Historia
lubi się powtarzać. W dzisiejszych czasach pozostaje nam tylko mieć nadzieję,
że tragedia, która dotknęła Nagasaki, a także Hiroszimę nie przydarzy się już nigdy
w żadnym innym miejscu i czasie.
Za możliwość przeczytania wspaniałej ksiażki bardzo dziękuję Wydawnictwu PROMIC.
Przypominam o KONKURSIE!
Koniecznie musze przeczytać. Bardzo lubię tę serię wyd. Promic.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji mieć tej książki w ręce. Aczkolwiek bardzo bym chciała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ostatnio przekonuję się do literatury japońskiej, dlatego z ogromną chęcią przeczytam tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNie, tym razem to nie lektura dla mnie. Zupełnie nie mój gust...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
A to ciekawe :)
OdpowiedzUsuńWydaje się, że to bardzo ciekawa pozycja. :) Musze się rozejrzeć.
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam Twoją recenzję, przypomniała mi się książeczka pt. "Sadako chce żyć" o czteroletniej dziewczynce, która znajdowała się w Hiroszimie w dniu wybuchu bomby atomowej. Przeżyła wybuch, ale w jakiś czas potem zachorowała na białaczkę...
OdpowiedzUsuńPrzeczytam "Listy do dzieci".
Mam nadzieję, że też uda mi się przeczytać tę książkę. Jak na razie stosik jest ogromny, ale co tam. xD
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam, lubię takie książki :) Dzięki za recenzję
OdpowiedzUsuńChcę przeczytać "Listy do dzieci". Następnym razem poproszę wydawnictwo Promic o tę książkę.
OdpowiedzUsuńJa trafiłam na tę książkę w bibliotece i miałam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo interesująca, z drugiej - momentami nudnawa (rozwodziłam się nad tym dokładniej w recenzji). Nie żałuję, że ją przeczytałam, natomiast spodziewałam się więcej.
OdpowiedzUsuń