Tytuł oryginału: Eddie's bastard
Wydawnictwo: Libros
Przekład: Ewa Horodyska, Dorota Malinowska
Cykl: Bękart Eddiego
Tom: 1
Rok wydania zagranicznego: 1999
Rok wydania polskiego: 2001
Ilość stron: 444
Billy - "Bękart Eddiego" - nieślubny błękitnooki syn Eddiego, pilota poległego w Wietnamie, oraz nieznanej matki, zjawia się w koszyku pod drzwiami domu przodków, niegdyś okazałego, obecnie zaś podupadłego i nawiedzonego przez duchy. Osamotniony i zgorzkniały dziadek Thomas ofiarowuje wnukowi miłość i fascynujące opowieści o rodzinie Mannów.
Historie o przodkach i własne doświadczenia wyjaśniają Billy'emu znaczenie odwagi i tchórzostwa, życia i śmierci, a także wagę i piękno rodzinnej przeszłości, kształtującej ludzki los.
Udało mi się tę nad wyraz uroczą książkę podłapać w bibliotece. Przyznam, że tego typu obyczajowe powieści ze szczyptą magii są chyba moim ulubionym gatunkiem. Jest w nich taka jakaś nostalgia, melancholia spowodowana wspomnieniami dawnych czasów.
Historia chłopca, wychowującego się tylko z dziadkiem w ogromnym domu, pamiętającym jeszcze wspaniałe lata, gdy był pełen gwaru i śmiechu licznej rodziny, urzekła mnie od pierwszej strony. Ktoś mógłby z pewnością powiedzieć, że fabuła nie jest porywająca, nie ma niespodziewanych zwrotów akcji, ot tak po prostu wydarzenia następują po sobie raz za razem. Cóż to prawda, ale tę książkę czyta się przede wszystkim dla długich, wspaniale skonstruowanych opisów, barwnych dialogów i cudownych opowieści. Niejednokrotnie dała mi ona powody do wielu różnych emocji - od śmiechu przez strach aż do licznych wzruszeń.
I tak jak to zwykle bywa w przypadku takich powieści, przeczytanie ostatnich stu stron odwlekałam w czasie przez ponad tydzień. Nie dlatego, że opowieść mnie znudziła. Po prostu musiałam się przygotować psychicznie na koniec, który jak już z doświadczenia wiem prawie zawsze jest trudny i przejmujący. I tym razem nie było inaczej. Okropnie się spłakałam... Lecz na szczęście z toni bezbrzeżnego smutku wypłynęła także nadzieja, zarówno dla mnie jak i dla głównego bohatera.
Długo czytałam tę książkę i równie dużo czasu zajęło mi zebranie się w sobie do napisania tej recenzji, a w sumie to wyszła mi ona bardziej jak opinia. W najbliższym czasie zamierzam sobie zorganizować jakoś drugą część tej przepięknej powieści. Jej autora śmiało można postawić na podium na równi z moim ulubieńcem i mistrzem gatunku Johnem Irvingiem.
Jeśli macie ochotę oderwać się na chwilę od literatury pełniej nieziemskich stworów, banalnych romansów i przerażających zbrodni to ta powieść będzie dla Was jak znalazł. Ja w każdym razie polecam.
Moja ocena:
>>5,5/6<<
W wakacje staram się sięgać po książki lekkie, łatwe i przyjemne, więc na razie spasuję...
OdpowiedzUsuńbrzmi interesująco
OdpowiedzUsuńprzyjrzę się książce bliżej
Recenzja zachęcająca, rozglądnę się za książką.
OdpowiedzUsuńTeż czasem lubię tego typu historie. O tej książce jeszcze nie słyszałam. Hm, może i w mojej bibliotece jest?
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie;) naprawdę:D Chętnie sięgnę:D
OdpowiedzUsuń