Tytuł
oryginału: Wings over Delft
Wydawnictwo:
Esprit
Przekład:
Krzysztof Mazurek
Cykl:
The Louise Trilogy
Tom:
1
Rok
wydania zagranicznego: 2004
Rok
wydania polskiego: 2012
Ilość
stron: 256
Z
okładki:
Holenderskie miasteczko Delft, połowa XVII wieku.
Louise Eeden, córka uznanego projektanta porcelany, doskonale wie, czego
oczekuje się od niej ze względu na interesy rodzinne. Kiedy więc ojciec zleca
słynnemu artyście, Jacobowi Haitinkowi, wykonanie jej portretu, przystaje na
to, choć niechętnie. Godzi się też z myślą, że dla dobra prowadzonej przez ojca
firmy ma wkrótce poślubić Reyniera de Vriesa, syna największego producenta
ceramiki w Delft.
Sytuacja komplikuje się jednak, gdy w pracowni malarskiej dziewczyna poznaje Pietera, młodego pomocnika mistrza. Dzieli ich religia, majątek, pochodzenie – czy połączy miłość?
Książka Aubrey’a Flegga wprowadza w niezwykły świat XVII-wiecznej Holandii. Portretuje złoty wiek malarstwa, epokę narodzin wielkich mistrzów i rozkwitu gospodarczego, a jednocześnie niepokojów religijnych – znane również z książki Dziewczyna z perłą.
Sytuacja komplikuje się jednak, gdy w pracowni malarskiej dziewczyna poznaje Pietera, młodego pomocnika mistrza. Dzieli ich religia, majątek, pochodzenie – czy połączy miłość?
Książka Aubrey’a Flegga wprowadza w niezwykły świat XVII-wiecznej Holandii. Portretuje złoty wiek malarstwa, epokę narodzin wielkich mistrzów i rozkwitu gospodarczego, a jednocześnie niepokojów religijnych – znane również z książki Dziewczyna z perłą.
Moja recenzja:
„Skrzydła
nad Delft” to debiutancka powieść irlandzkiego pisarza, która wkrótce po
wydaniu została okrzyknięta bestsellerem. Ja osobiście nie sięgnęłam po nią z
tego powodu, lecz dlatego, że miała nawiązywać atmosferą do mojej ulubionej „Dziewczyny
z perłą”. Czy nawiązywała? Cóż raczej tak, ale nie zostało to spowodowane
magicznym klimatem, lecz licznymi podobieństwami fabuł obu dzieł.
Przede
wszystkim akcja tychże utworów rozgrywa się w Delft, lecz to raczej jeszcze nie
zbrodnia, że wydarzenia w obu książkach dzieją się w tym samym mieście, choć z
drugiej strony, czy w Holandii nie ma już innych miejscowości?
Dla
tych, którzy nie czytali, przedstawię w skrócie fabułę „Dziewczyny…”. Otóż
chodziło o to, że znany malarz arystokrata postanowił namalować służącą w
perłowych kolczykach. Przez to na mieście zaczęto podejrzewać, że dziewczyna
jest jego kochanką, ludzie ją wyszydzali. Do tego dochodziły też chyba kwestie
wiary, bo bohaterowie wyznawali (jeśli dobrze pamiętam) różną religię.
W
„Skrzydłach…” jest mniej więcej podobnie z tą różnicą, że malowana szlachcianka
nie zakochuje się w artyście, tylko w czeladniku, czyli mamy tak mniej więcej
na odwrót niż w przytoczonej wyżej powieści.
Trzecie
podobieństwo wynika z profesji ojców obu pań – zajmują się ceramiką i
ozdabianiem porcelany. Tyle tylko, ze rodzic służki nie mógł osiągnąć w tej
materii zbyt wiele, a wytwórnia pana Eedena świetnie prosperuje.
Pomimo
tych oczywistych i mnożących się stale nawiązań brnęłam coraz dalej w powieść,
aż w końcu doczekałam się szokującego końca, który… zmienił całe moje pierwotne
podejście do książki. To było coś tak niespodziewanego, że jeszcze przez jakiś czas
po zakończeniu lektury nie mogłam dojść do siebie. Oczywiście, jak potem
zaczęłam się zastanawiać, to można było to przewidzieć, jednak fabuła została
tak skonstruowana, by taki sposób rozwiązania akcji nie nasuwał się od razu.
Teraz
nurtuje mnie tylko, jak po czymś takim można będzie napisać jeszcze kolejne części.
Co innego, gdyby cykl nazywał się trylogia Pietera, a nie Louise. Autor będzie musiał stanąć na rzęsach, by to jakoś
wiarygodnie rozbudować i posklejać.
Tym
niemniej nie mogę się już doczekać kolejnego tomu, wprost muszę się dowiedzieć,
co będzie dalej i jak pan Flegg pozbędzie się supła, który sam zaplątał.
A
Wam wszystkim polecam sięgniecie po tę książkę. Nie zniechęcajcie się, jak
przebrniecie przez początek, to dalej będzie już tylko lepiej a emocji pod
koniec nie zabraknie – obiecuję ;).
Moja ocena:
>>4,5/6<<
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Esprit.
Już od dawna poluję na tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńMam w planach :)
OdpowiedzUsuńksiążkę planuję przeczytać i liczę na to, że szybko mi się to uda :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam w swoim stosiku, ale jeszcze czeka na swoją kolejkę :D
OdpowiedzUsuńJuż kilka razy czytałam o tej książce. Jak będę miała okazję, to przeczytam. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam wprawdzie "Dziewczyny z perłą", ale "Skrzydła nad Delft" absolutnie mnie oczarowały :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie :) Lubię powieści, które są wpisane w jakąś konkretną epokę i starają się odzwierciedlać jej charakter oraz miejsce akcji. Jest duuże prawdopodobieństwo, że mi również przypadłaby do gustu, chociaż strasznie szybko się zniechęcam... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTa książka jakoś do mnie nie przemawia, dlatego tym razem pass.
OdpowiedzUsuńWiele o niej dobrego słyszałam, mam w planach
OdpowiedzUsuńKsiążkę już mam za sobą :)
OdpowiedzUsuńJestem świeżo po lekturze. Nie mogłam się oprzeć, aby nie porównać jej do "Dziewczyny z perłą". Jednak pomimo tego, przyjemnie mi się czytało.
OdpowiedzUsuńMam na nią ogromną ochotę!
OdpowiedzUsuńTeż mnie nurtuje, co będzie się dziać w kolejnych częściach. I koniecznie muszę przeczytać "Dziewczynę z perłą", bo każdy te książki do siebie porównuje ;)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu "Portretu nieznanej damy" nabrałam ochoty na tą książkę. Na pewno poszukam i przeczytam.
OdpowiedzUsuńTa książka zbiera tyle pochlebnych opinii, że po prostu muszę ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuń