Wydawnictwo: G+J
Rok wydania: 2013
Cykl: Wielki Północny Ocean
Tom: 1
Gatunek: fantasy
Ilość stron: 460
|
Życie Rina od małego składało się tylko z wypełniania
poleceń innych ludzi. Najpierw słuchał się swego ojca grabarza, potem
żołnierza, który go od niego kupił, a następnie nauczycieli w szkole wojskowej.
Chłopak rozumiał tylko rozkazy, wszelkie inne relacje międzyludzkie takie jak
przyjaźń, wdzięczność , czy miłość stanowiły dla niego zagadkę. Ta niezwykła właściwość
oraz to, że z jego zimnych stalowych oczu nie da się odczytać żadnych emocji,
sprawiły, że stał się idealnym kandydatem na ucznia słynnego żołnierza Wolnego
Kruka. Czy jednak uda mu się pokonać dwóch innych kandydatów?
„Morze” to pierwsza część pięciotomowego cyklu, debiutancka
powieść polskiej pisarki Katarzyny Szelenbaum. Autorka wykreowała świat
przypominający nieco ten z „Sagi o Wiedźminie”, choć pozbawiła go czarów ,
magii i koszmarnych kreatur. Tutaj największym potworem jest człowiek.
Rin obserwuje otaczającą go rzeczywistość, wszystkie
skierowane do niego słowa tłumaczy sobie na język rozkazów, stara się za długo
nie rozmyślać nad tym, czego nie rozumie, choć z biegiem czasu przestaje mu się
już to udawać.
Sprzedaż własnego dziecka, szykany, bicie, tortury,
gwałty… To wszystko jest w tej powieści na porządku dziennym. Nikogo nie dziwią
zwykłe morderstwa, dopiero rozwłóczenie flaków ofiary po całym pomieszczeniu
może zrobić na bohaterach jakieś wrażenie.
Książka jest trudna. Trudna do czytania, trudna do
szybkiego pojęcia. Już po skończeniu nie opuszcza myśli czytelnika, cały czas
powraca w najmniej oczekiwanych chwilach. Dochodzi do tego, że jakieś zwykłe życiowe sytuacje
przywołują jej fragmenty, zaczynają się z nią kojarzyć i tak dalej. Jak
któregoś wieczoru rozmyślałam sobie o tym, że chcę jak najszybciej poznać
dalsze losy Rina, to do głowy przyszło mi coś takiego „nie mogę się doczekać
kolejnego sezonu tego serialu”. Dopiero po chwili skojarzyłam, że ja przecież
czytałam książkę, a nie oglądałam film. I tu ukłon w stronę autorki za opisy,
które czasem zajmują nawet po kilkanaście stron, ale pomimo tej rozwlekłości są
ciekawe i potrafią tak zaprezentować daną sytuację, że czytelnikowi wydaje się,
że ogląda obrazy.
Jak już wspomniałam wcześniej powieść ciężko się czyta.
Trzeba to robić dokładnie, nie można opuścić żadnego zdania. Często kolejne
rozdziały zawierają całkiem nieoczekiwane niespodzianki, jak przeskok do innych
bohaterów, czy też parę dni do przodu i o tym co wydarzyło się w międzyczasie
dowiadujemy się ze wspomnień lub rozmów bohaterów. Mniej więcej w połowie
zaczęłam odczuwać pewne znużenie, czy też przytłoczenie całą tą fabułą,
chciałam już jak najszybciej dobrnąć do końca, choć i tak nie było sposobu by
zwiększyć prędkość czytania. Nie pomaga w żwawym przyswojeniu treści także (jak
dla mnie) zbyt mała czcionka. Wolałabym już nieco grubszą książkę, ale większe
litery.
Spotkałam się gdzieś z opinią, że czytanie tej powieści
to masochizm. To raczej zbyt duże określenie, choć na pewno nie jest łatwo.
Polecam jednak „Morze”, gdyż jest to z całą pewnością perełka w polskiej
fantastyce ostatnich lat. Z utęsknieniem czekam na kolejną część, która z tego,
co wiem, ukaże się już 17 kwietnia.
Moja ocena:5/6
Za możliwość przeczytania ksiażki dziekuję serdecznie Księgarni Merlin.
Książkę możecie nabyć TUTAJ.
Hm, ja raczej pas, ale zapamiętam sobie autorkę. Doceniam takie książki, ale dozuję je sobie ostrożnie, bo potem ciężko się ich pozbyć z głowy ;-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKusząca propozycja :)
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podobała :). Fakt, trochę ciężka, ale warto poznawać i taką literaturę, podobnie jak Ty nie mogę się doczekać premiery drugiej części. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńLubię fantastykę i rzeczywiście ten gatunek jest czasami ciężki. Ale warto, poszukam jej
OdpowiedzUsuńHmmm zapowiada się dość ciekawie. Mogłabym poświęcić jej swój czas :)
OdpowiedzUsuńTrochę odstraszyło mnie zdanie, że opisy ciągną się na kilkanaście stron ;) Jeśli trafię w bibliotece chętnie wybróbuję.
OdpowiedzUsuńNo może ciut przesadziłam ;) Jednakże często zdarzało się kilka stron samego tekstu, a potem na następnych stronach były średnio po trzy wypowiedzi, a poza tym opisy, opisy i opisy...
UsuńWłaściwie to bardzo cenię Rina za to, że nie mówił, gdy nie miał nic do powiedzenia, nie znoszę gaduł ;) :D
Po Twoim opisie koniecznie muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki - wnioskuję o wyłączenie muzyki. Potrafi gruchnąć w najmniej odpowiednim momencie np.kiedy szef słyszy :D:D:D
Przyznam, że i mnie ta muzyka potrafi czasem przestraszyć, szczególnie gdy o niej zapomnę, a głośniki mam ustawione na full, ale raczej na razie jej nie wyłączę, bo wprost uwielbiam ten motyw :D
UsuńCieszę się, że książka się Pani podobała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na powieściowego bloga: http://wielkipolnocnyocean.tumblr.com/ (jest trochę muzyki!)