Tytuł oryginału: Fuse
Wydawnictwo: Egmont
Cykl: Świat po wybuchu
Tom: 2
Gatunek: science-fiction
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 558
|
Kilka miesięcy temu miałam okazję
czytać pierwszy tom cyklu. Nie spodobał mi się on zbytnio, o czym
pisałam tutaj. Miałam zastrzeżenia, co do kreacji świata
przedstawionego, stopień ludzi z przedmiotami i innymi ludźmi.
Napawało mnie to odrazą. Mimo wszystko postanowiłam dać serii
jeszcze jedną szansę i sięgnęłam po kolejną część. I ze
zdumieniem muszę przyznać, że tym razem się nie zawiodłam, a
wręcz przeciwnie. Autorka oszczędza nam już opisów straszliwych
deformacji, które choć czasem się trafiają, są jakby łatwiejsze
do przebrnięcia. Może to też kwestia tego, że przyzwyczaiłam się
już do nich i aż tak mnie nie szokują. Krótko mówiąc nie
wzbudzały one już u mnie takiej sensacji jak poprzednio. Dzięki
temu mogłam przede wszystkim skupić się na fabule, która
obfitowała w ogromną ilość wydarzeń.
Zacznijmy od tego, że Patridge i Lyda
oddzielili się od Pressi, Bradwella i El Capitana i zostali pod
opieką Matek. Willux nie ustawał jednak w próbach sprowadzenia
swego syna z powrotem do Kopuły. Wysłał pająki – bomby, które
wczepiały się w ciała ludzi i tworzyły z nich zakładników.
Bomby mają zaprogramowane różne czasy wybuchów i praktycznie co
kilka minut ktoś przez nie ginie. Aby zapobiec dalszym tragediom
Patridge będzie zmuszony podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji
w swoim życiu. Pressia i reszta szukają tajemniczej formuły,
dzięki której będzie można odwrócić skutki wtopień bez efektów
ubocznych takich zabiegów. Poszukiwania prowadzą ich za ocean.
Pressia zdaje sobie sprawę ze swojej miłości do Bradwella, ale boi
się, że gdy pozwoli sobie okazać uczucia, straci go. Czy będzie w
stanie się otworzyć?
Nie dało się tej książki odłożyć.
A gdy już musiałam koniecznie zrobić sobie przerwę, to cały czas
myślałam, co też się tam dalej wydarzy. Jestem ogromnie zdumiona,
że drugi tom aż tak mnie wciągnął i na poważnie rozważam
przeczytanie jeszcze raz pierwszego – z nowym spojrzeniem i
nastawieniem. Na pewno kiedyś wrócę jeszcze do całej serii, gdy
już ukarze się ostatnia część.
Spodobało mi się rozbudowanie wątków
miłosnych. Mi, która zawsze gardziłam wszelkimi romansami! To
nieprawdopodobne, jak z wiekiem gust się zmienia, muszę wam wyznać,
że zauważyłam w sobie pokłady romantyzmu, o które wcześniej
nigdy bym siebie nie podejrzewała. No ale dosyć już o mnie, bo coś
się ta recenzja niezamierzenie w pamiętniczek zaczyna przemieniać
– o zgrozo!!! Wracamy do książki. Nie będę wam zdradzać, kto
z kim, kiedy i po co zacznie kręcić, bo wam spsuję niespodziankę
i podnietę przy czytaniu, jaką ja sama miałam. Powiem tylko, że
zadzieje się, oj zadzieje...
Niech już ukarze się ten kolejny
tom... Od paru dni nie myślę o niczym innym tylko o tym by jak
najszybciej dostać go w swoje łapki. Ale na to przyjdzie mi jak
zwykle trochę poczekać. Niestety! Osobiście jestem zwolenniczką
czytania serii parę lat po ich premierze, jak już wszystkie części
są wydane. Nie znoszę oczekiwania. Jak na przykład rok dzieli
poszczególne części, to zazwyczaj zapominam, co było w
poprzedniej, muszę sobie przypominać, nie wiem, o co chodzi...
Zdecydowanie lepiej by było mieć już całość podaną na tacy :)
. Ale coś tak myślę, że to pragnienie podziela większość moli
książkowych. Ech. Znów odjechałam od tematu. Co się dzisiaj ze
mną dzieje?
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym
nie znalazła w powieści jakiegoś dyskusyjnego fragmentu. Tym razem
są to operacje, jakie El Capitan przeprowadzał na ludziach, w
których ciała wszczepiły się bomby, oraz usuwanie z mózgu
podsłuchów i kamer wbudowanych w oczy. Czy to nie przesada? Może
człowiek bez jakiegokolwiek przeszkolenia medycznego usunął by od
biedy jakieś słabo wszczepione bomby, ale operacja na otwartym
mózgu wydaje się być już lekką przesadą. No chyba, że się nie
znam i rzeczywiście jest to dziecinna igraszka, a sześcioletnie
studia medyczne tak naprawdę do niczego nie są potrzebne, bo każdy
może być znachorem... No tak, przy takich fragmentach w mojej
głowie pojawia się zazwyczaj sarkastyczne pytanie „i co
jeszcze?”. Czasami pomysły autorów potrafią naprawdę zadziwić
czytelnika. Zawsze się zastanawiałam, czy oni sami nie zdają sobie
sprawy z tego typu głupot, czy mają ludzi za naiwniaków, którzy
wszystko łykną?
Chyba nie będzie mi dane poznać
odpowiedzi na to pytanie...
No, poza tym drobnym mankamentem
powieść prezentowała się świetnie, zajęła mi miło czas,
wywołała wiele emocji (w zasadzie co chwila to się ekscytowałam,
to bałam, to wzruszałam, więc można powiedzieć, że nie było
ani chwili uczuciowego wytchnienia). Jeśli ktoś jeszcze nie sięgnął
po cykl „Świat po wybuchu” to gorąco polecam a tych, którzy
tak jak ja byli nieco zniesmaczeni pierwszym tomem, zachęcam do
sięgnięcia po kolejny, bo różnica między innymi jest naprawdę
spora, tak że czasami nachodziło mnie aż wrażenie, że pisały je
dwie odmienne osoby. Tak jak już wspominałam, czekam z
utęsknieniem na trzeci tom i kolejne godziny emocjonalnej burzy. A
spadającą gwiazdę proszę o to by to wyczekiwanie nie trwało zbyt
długo :).
Moja ocena:
5/6
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję serdecznie wydawnictwu Egmont.
Ja do pierwszej części podeszłam entuzjastycznie, więc myślę, że druga część spodoba mi się jeszcze bardziej :) "Nowy przywódca" właśnie wczoraj trafił na moją półkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym poznać tę serię. Może jak będę miała trochę nadprogramowych pieniędzy to zakupię sobie "Nową Ziemię", a potem pomyślimy nad drugim tomem :-)
OdpowiedzUsuńMam w planach tę serię. Ale moje plany jeszcze długo będą musiały czekać... Twoja recenzja sprawiła, że za wszelką cenę próbuję je przyspieszyć :)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Mała Mi chciałabym się w końcu zapoznać z tą serią :)
OdpowiedzUsuńSci-fi?
OdpowiedzUsuńNie, dziękuję.
Klimaty jak najbardziej moje, najpierw jednak muszę znaleźc tom pierwszy
OdpowiedzUsuńTom pierwszy nadal przede mną, ale niedługo się za niego zabieram :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że tom drugi znacznie lepszy.
OdpowiedzUsuńJa też już tę książkę przeczytałam i na dniach ukaże się na moim blogu recenzja :)
OdpowiedzUsuńRzadko sięgam po sf - może kiedyś.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać aż ściągnę ją z półki i zacznę czytać :)
OdpowiedzUsuńAle bezsensowna sytuacja - laicy uprawiają operację na otwartym mózgu. Życzę powodzenia :-)
OdpowiedzUsuńW piątym akapicie masz ortografa - powinno być "ukażę"